seaman seaman
317
BLOG

Dziękujmy Bogu za tamten sierpień

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 11

 Mówimy często, że sukces ma wielu ojców i to się sprawdza także w przypadku zrywu sierpniowego 1980, kiedy to dokonano pierwszego faktycznego wyłomu w murze komunizmu. Z dzisiejszej perspektywy widać jeszcze wyraźniej, że tamten strajk był jednym z nielicznych w historii momentów, kiedy Polacy naprawdę byli niczym przysłowiowe „złote ptacy” - stanęliśmy na czele przemiany porządku światowego. Tamten niepowtarzalny 31 sierpnia to był wspaniały sukces, dzień zwycięstwa, prawdziwy tryumf wolności.

Co się działo później i jaką kartą zagrał los, wszyscy wiemy, sowieccy namiestnicy cofnęli się znacznie, ale już wtedy planowali odwet. Zaroiło się wówczas, w tym pamiętnym 1980 roku i w latach późniejszych od kandydatów na ojców sukcesu, a wielu z nich okazało się wręcz wydelegowanymi do pełnienia tej roli z macierzystych służb i jednostek. Dzisiaj smak tego zwycięstwa jest zaprawiony goryczą i w niczym nie przypomina tamtego wrażenia.

Zastanawiamy się także, jak to się mogło stać, że symbolem tego wyłomu nie stał się ów nasz wyłom dokonany w murze gdańskiej stoczni, lecz zburzenie całkiem innego muru w Berlinie? Kluczem wydaje się niezbity fakt, że robotnicy – a konkretnie członkowie prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego – słusznie zażądali dużo więcej niż byli w stanie sobie wyobrazić ich utytułowani doradcy, a którzy po 1989 roku zdobyli de facto decydujący wpływ na sprawy odzyskującego wolność i transformującego się państwa. Historia przyznała rację strajkującym robotnikom, a nie ich mentorom, których w kluczowej sprawie wolnych związków zawodowych, szczęśliwie nie posłuchano.

25 sierpnia, dzień denerwującego oczekiwania. Prezydium MKS spotyka się na osobności z Komisją Ekspertów. Mazowiecki pyta, czy MKS jest gotów zaakceptować to, co nazywa „wariantem B”, czyli wycofanie się do stanowiska uznającego zasadniczą demokratyzację istniejących związków. Członkowie prezydium jeden po drugim odrzucają tę koncepcję  –  pisał po latach angielski historyk Timothy Garton Ash.

Władza ówczesna postulat przyjęła, dalekowzrocznością wykazali się strajkujący, a „bojowi” eksperci brakiem wyobraźni. Nie mogła nad tym przejść do porządku prawdziwa heroina strajku Anna Walentynowicz:  -  Dlaczego doradcy usiłowali nakłonić nas do rezygnacji z postulatów mówiących o uwolnieniu więźniów politycznych i powołaniu związków zawodowych?(...) O czym rozmawiali z ekipą rządową po wyjściu ze stoczni, kiedy udawali się na spoczynek do tego samego hotelu? Czy im również doradzali?

Ten prosty fakt był na tyle oczywisty, że na dłuższą metę nie do zmanipulowania i nie do zatuszowania, a potem stał się kamieniem obrazy. Intelektualny narcyz nie przyjmuje bowiem do wiadomości sukcesów, w których nie odegrał głównej roli, a tym bardziej osiągniętych w zasadzie wbrew niemu. A mamy do czynienia ze zwycięstwem największego w dziejach współczesnego świata ruchu społecznego. To boli jak wszyscy diabli. Właściwie ból jest nie do zniesienia.

Jakieś dwa lata temu rozpętano histeryczną wrzawę, żeby dzień 4 czerwca ustanowić świętem narodowym. Nietrudno dzisiaj dociec, komu zależało szczególnie, żeby rocznicę „ustawionych”, czyli zakontraktowanych wcześniej wyborów potraktować z takim nadzwyczajnym pietyzmem, jednocześnie deprecjonując dzień zakończenia zwycięskiego strajku. Dzień autentycznego przełomu w skali światowej, niepowtarzalnego, z oryginalnym polskim piętnem, nie do podrobienia. Intuicja mówi, że kiedy zblazowane elity przejawiają nadzwyczajny pietyzm, to są straszliwie niedopieszczone z jakiejś innej strony.

W ubiegłym roku, jeszcze przed tragedią smoleńską w tej kwestii wypowiedział się Kornel Morawiecki, legenda opozycji antykomunistycznej. W sierpniu 1980 roku wspierał strajk kierowców we wrocławskiej zajezdni.

Dzień przed podpisaniem na Wybrzeżu porozumień przyjechał z Gdańska Karol Modzelewski(...) Przyjechał do zajezdni, pięknie przemówił. Ale powiedział, że trzeba zrezygnować z postulatu wolnych związków zawodowych, bo komuniści nigdy się na to nie zgodzą, byłby to ich koniec. Dzień przed podpisaniem porozumień tak powiedział!(...)Bogu dzięki, że Karola nie posłuchali stoczniowcy  –  wspomina Kornel Morawiecki.

Dzisiaj jest najlepszy dzień, żeby podziękować Bogu, że robotnicy w Gdańsku nie posłuchali swoich doradców. I nie pozwolić zdeprecjonować znaczenia tego dnia. Zdarzyło się 31 sierpnia 1980 roku.

 „Polska rewolucja Solidarność 1980 -1982”, Timothy Garton Ash, Respublica, 1990

„Cień przyszłości”, Anna Walentynowicz, Anna Baszanowska, Wyd. Albatros, Gdańsk 1993

http://wyborcza.pl/1,76842,7691605,Jestem_przeciwnikiem_elity.html?as=4&startsz=x#ixzz1Wb5MZDRY

 

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka