seaman seaman
4963
BLOG

Mów mi Donek, co z tymi taśmami...

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 86

Chyba czas najwyższy, żeby premier Donald Tusk odnowił własny apel o  „natychmiastowe opublikowanie czy ujawnienie wszystkich materiałów”  z taśm, na których nagrano rozmowy polityków ze ścisłego kręgu jego współpracowników. Chociaż właściwie teraz, kiedy taśmy są w gruncie rzeczy w rękach samego premiera (bo jak inaczej, skoro posiada je ABW?), to Tusk powinien odpowiedzieć na własny apel. Tym bardziej kwestia ujawnienia tych materiałów jest nagląca i pilna, a także specjalnego znaczenia, gdyż jak powiedział premier: „Tego typu materiały są niebezpieczne, gdy nie są ujawnione”. Zatem odnowienie apelu wydaje się ze wszech miar konieczne i użyteczne.

Tymczasem wygląda, że premier nie przejął się osobiście przez siebie wyrażoną wizją próby zamachu stanu, którą według niego były te podsłuchy. A przecież logicznie rzecz biorąc, można ten zamach stanu udaremnić, publikując wszystkie taśmy, czyli z tajemnicy poliszynela zrobić sprawę publiczną. Materiały ujawnione przestają być niebezpieczne, zatem należy je „odniebezpieczyć”, pokazując ludowi, że nie ma tam nic groźnego. Proste jak konstrukcja Pendolino.

Kiedy bowiem mamy do czynienia z prawdziwym niebezpieczeństwem zamachu stanu; kto może obalić rząd nielegalnymi podsłuchami? Przecież, że nie wtedy, kiedy kompromitujące materiały są jawne, lecz wtedy, gdy dostęp do nich mają tylko politycy, służby specjalne lub agenci obcych państw. Tak jest właśnie w teraz w tym przypadku – obecnie do taśm dostęp mają wyłącznie ludzie, których pozycja, możliwości i wpływy pozwalają im dokonać zamachu stanu.

Ja na przykład, choćbym się nie wiem jak natężał, to nie udźwignę zamachu stanu, taki to ciężar. Nawet na spółkę z Ufką i Rosemannem, nie damy rady. Natomiast jakiś wysoko postawiony polityk z otoczenia Tuska na spółkę z wytrawnym agentem ABW oraz jakimś szalonym prokuratorem z naszej niezwyciężonej prokuratury, a także ze zblatowanym koncernem medialnym – owszem, mogą dokonać zamachu stanu.

Dlatego ja się nie mogę nadziwić premierowi Tuskowi, że on takiej prostej rzeczy nie zrobi jak ujawnienie wszystkich taśm, żeby odniebezpieczyć te cholerne nagrania. I tu nie ma tłumaczenia, że toczy się śledztwo. W Smoleńsku też toczyło się śledztwo na kopiach taśm z czarnych skrzynek i nikomu ze śledczych to nie przeszkadzało, że to kopie, nawet sobie chwalili. Zatem tu nie wchodzi w grę tego rodzaju tłumaczenie. Coś innego, jakiś inny faktor wchodzi w grę, że rząd nie chce tych taśm opublikować i to wbrew zapowiedziom i intencjom wyrażonym publicznie przez swojego szefa.

Zresztą, pal diabli rząd! W końcu rząd to rzecz nabyta, dzisiaj ten, jutro inny. Ale Donald Tusk powiedział wyraźnie i bez owijania w bawełnę: „Niezależnie od tego, że wszyscy mamy prawo do poznania prawdy - rozumiem dziennikarzy, którzy ujawniają każdą, nawet nielegalnie zdobytą informację - destabilizuje się państwo polskie poprzez proceder nielegalnego zakładania podsłuchów”. Jeśli więc premier zaniedbuje bezpieczeństwo państwa, to już przestaje być kwestia obalenia rządu nielegalnymi metodami, to już staje się kwestią racji stanu. Tusk nie odpowiadając na swój własny apel o publikację wszystkich taśm nie tylko zaprzecza własnym słowom, że nieujawnione materiały są niebezpieczne. On również przyczynia się do destabilizacji państwa. A to już jest trybunał i kryminał, najkrócej mówiąc.

Jak jest zatem przyczyna takiego postępowania szefa rządu, który nie dość, że zaniedbuje podstawowe obowiązki wobec państwa, to jeszcze naraża się na bardzo surowe konsekwencje? Przecież to na pierwszy i każdy następny rzut oka wygląda na syndrom ćmy, która niepomna na nic leci w ogień. Czy Tusk zwariował, stracił instynkt samozachowawczy albo panika odbiera mu zdolność logicznego rozumowania i przewidywania następstw swoich poczynań? A może na tych nieujawnionych taśmach są jednak rozmówki takie, że nawet już ujawnione pogwarki ministrów Sienkiewicza i Sikorskiego to jest mały pikuś wobec nich, chociaż to się wydaje niemożliwe?

Nie sądzę, ponieważ miałkość tych ludzi wyklucza nawet świadomą zdradę. Żeby być zdrajcą, to mimo wszystko trzeba mieć cojones, jak mówią południowi Amerykanie. Horyzontem Radków, Bartków, Sławków, Bronków i Donków jest okrąg wytyczony światłem żyrandola i zabezpieczony kartą służbową na darmowy wikt i wyszynk w ekskluzywnych przybytkach. Poklepanie po pleckach przez Angelę i jakieś komisarstwo z immunitetem wyczerpuje ich ambicje polityczne. Tu nie ma mowy o mrocznych postaciach, czy wcielonym złu. To są zdecydowanie raczej papkinowskie charaktery i osobowości niż posępni zdrajcy.

I ja właśnie posiadłem teorię, której wszystkie elementy pasują do zgrzebności tych postaci z ekipy Donalda Tuska, wręcz proszą się o dopasowanie. Moja teoria jest niepopularna w kręgach do szpiku kości oraz ostatniej kropli krwi prawicowych, gdyż zadaje kłam legendzie  Wielkiej Zdrady Narodowej, która według nich jest warunkiem sine qua non istnienia życia politycznego na lewo od prawicy. No, ale to temat na osobną opowieść.

Otóż według mojej teorii tytułowy Donek ma problem z kelnerami. Ja celowo użyłem tego zdrobnienia w tytule, żeby podkreślić kaliber postaci, bo przecież nie stopień zażyłości. Donald Tusk bowiem ma format i kaliber właśnie taki, że bardzo przystaje do niego spisek kelnerów, którym jakiś cwany biznesmen sfinansował sprzęt, żeby podsłuchali coś tam, co mu akurat leżało na wątrobie, czyli na portfelu. A potem, jak to często bywa w organizowanych ad hoc prowizorkach, proceder potoczył się dalej swoim torem, spodobało się, komuś się przydało, ktoś zarobił, czegoś ważnego się dowiedział.

I w ten prostacki sposób moi drodzy, najważniejsi ministrowie rządu Donalda Tuska, a również inni prominenci partyjni, biznesowi z jego orbity, szef tajnej służby, narodowego banku i kto tam jeszcze, dali się latami podsłuchiwać kelnerom. I taki właśnie jest problem premiera, który premieruje nam od siedmiu lat. To nie jest problem zawartości taśm. Właściwą zgryzotą stanu, która nie pozwala Tuskowi na publikację taśm jest oczywisty fakt, wynikający niezbicie z afery taśmowej - stan degrengolady państwa, które może zostać rozbujane przez kilku kelnerów. O, pardon! Był wśród nich jeden sommelier, zwracam więc honor naszemu szczeremu przywódcy. 

PS. Zapraszam na kolejny odcinek Alfabetu Szczerego Przywódcy na portalach wPolityce i wSumie. Dzisiaj hasła na literę "T", a wśród haseł Thun, Taśmy, Tu i Teraz i inne bardzo na czasie i na miejscu, zwłaszcza co do osoby naszego szczerego przywódcy...: http://wpolityce.pl/polityka/207608-alfabet-szczerego-przywodcy-t-jak-tasmy-tomaszewski-thun-czy-tusk

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka