seaman seaman
3292
BLOG

Kto się zawsze wyżywi z PKB

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 53

Jeśli ktoś uważa, że tak zwany Produkt Krajowy Brutto ma jakikolwiek wpływ na jego życie, to Główny Urząd Statystyczny nie ma dlań pocieszających wieści. Tempo wzrostu, które i tak było cienkie niczym zupa najmity na przednówku, jeszcze bardziej  osłabło i teraz przypomina człapanie dychawicznej szkapy z opowiadań Gustawa Morcinka.

Obywatele ograniczyli konsumpcję, mówi ZUS, czyli mniej kupują i z tego powodu wzrost zwolnił w ubiegłym roku (IV kwartał 2012 do IV kwartału 2011) do poziomu 1,1 procenta. A dlaczego obywatele mniej kupują? Bo mają mniej pieniędzy. A dlaczego mają mniej pieniędzy? Bo zwolnił wzrost. Oto jest przykładowa konkluzja, za którą ekonomiści aspirują do Nobla z ekonomii.

Mamy zatem wzrost gospodarczy, który będzie wzbudzał falę napięć społecznych. W ten deseń się wysłowił o naszej zielonej wyspie wicepremier Janusz Piechociński podczas debaty zorganizowanej przez Business Centre Club. Według niego „wzrost na poziomie 1,5 - 2 proc., czy nawet poniżej 1,5 proc. PKB, jest dla 75 proc. polskich gospodarstw domowych nieodczuwalny, w związku z tym będzie tworzył konkretną falę napięć społecznych”.

Przy czym o zielonej wyspie napomknąłem nie bez kozery, gdyż ona cały czas istnieje w tym sensie, że ciągle mamy nominalny wzrost PKB. Kryterium wzrostu było bowiem jedynym, jakie zastosował premier Tusk, gdy na tle mapy Europy prezentował z dumą nasze państwo zamalowane na zielono, co widać na poniższym zdjęciu. Dookoła szaleje recesja a my sobie bimbamy na wszystko, bo mamy naszego szczerego przywódcę, który nas wyprowadza  suchą nogą z domu niewoli, czyli kryzysu gospodarczego. Iście biblijna scena.

Przypomnę, że podczas tej prezentacji Tuska (maj 2009) wzrost PKB wynosił 0,8 procenta, co zaznaczono mapie, ale mało kto pamięta, że nasza wyspa była wówczas jedną z trzech zielonych wysp obok Grecji i Cypru. Właśnie w prawym dolnym rogu widać zielony skrawek Grecji, która figlarnie mruga zza pleców naszego szczerego przywódcy. Nie mam pojęcia jakim kolorem dzisiaj maluje się Grecję na mapach Europy, ale na pewno to nie jest kolor zielony. Raczej w jakimś odcieniu mocno ponurym.

W każdym razie wtedy Grecja miała wzrost dodatni (bo  może być także wzrost ujemny, skoro plusy bywają ujemne) i była szczęśliwą zieloną wyspą, dopóki wkrótce nie okazało się, że Grecy wzrastali na żółtych wariackich papierach. To tyle na temat niektórych specyficznych źródeł wzrostu gospodarczego. Nadmienię tylko aluzyjnie, że nasz minister finansów Jacek Rostowski też nie jest w ciemię bity i jako magiczny księgowy robi furorę nie tylko wśród swoich kolegów po fachu. Proszę bowiem zauważyć, że bezwzględna wartość naszego długu publicznego rośnie, natomiast jego wartość procentowa w stosunku do PKB już nie bardzo. A tempo wzrostu PKB spada. I jak tu nie wierzyć w magię?

Natomiast my w odróżnieniu od Greków jesteśmy ciągle na zielono, bo skoro wtedy byliśmy zieloni przy wzroście 0,8 procenta, to tym bardziej dzisiaj, gdy wzrost oscyluje poniżej 1,5 procenta, jak zauważył bystro wicepremier Piechociński. Nasz pech polega jednak na tym, że my mamy taki wzrost, który powoduje także inne wzrosty, a mianowicie bezrobocia i kosztów utrzymania. Mamy więc trzy wzrosty, których nie da się jakoś logicznie pogodzić i w związku z tym nie można się w pełni nacieszyć naszą zieloną wyspą.

Niedawno gdzieś przeczytałem, że wzrost gospodarczy w Polsce w granicach poniżej 4 procent powoduje wzrost bezrobocia. To by oznaczało, że za rządów Tuska nigdy, może poza początkiem kadencji, nie mieliśmy sytuacji faktycznego wzrostu gospodarczego, który daje wzrost zatrudnienia i płac. Ale jesteśmy zieloną wyspą i w konsekwencji tej zieloności czeka nas fala napięć społecznych.

Jest jeszcze druga zagadkowa sprawa w wypowiedzi wicepremiera Piechocińskiego dla czcigodnych biznesmenów zgromadzonych na spotkaniu. Otóż stwierdził on, iż ten nieszczęsny wzrost 1,5 procent jest nieodczuwalny dla 75 procent gospodarstw domowych. Co to może oznaczać w sytuacji, gdy jednocześnie wiemy, że rośnie bezrobocie i koszty utrzymania?

Czy Piechociński chce powiedzieć, że te 75 procent nie odczuwa tych negatywów? Na pewno nie chce tak powiedzieć, bo to bzdura. A jeśli chce powiedzieć, że pozostali, czyli te 25 procent odczuwają pozytywne skutki owego wzrostu, to ja się pytam, kto oni są i gdzie oni są? Dla zaspokojenia samej ciekawości chciałbym bowiem się dowiedzieć, komu zawsze służy wzrost PKB, nawet wtedy, gdy wywołuje falę napięć społecznych?

 No i pytam także, po diabła nam taki wzrost gospodarczy, który nie wiadomo komu służy, ma same negatywne skutki i jeszcze na domiar złego wzbudza rewolucyjne nastroje? Ale cóż ja mogę wiedzieć? Dla mnie jest zielona wyspa na mapie w telewizji. Prawdopodobni beneficjenci 1,1 procentowego wzrostu bywają na spotkaniach  w Business Centre Club. Oni są na plusie dodatnim nawet przy ujemnym wzroście.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka