seaman seaman
5305
BLOG

Smoleńskie konteksty sytuacyjne

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 108

Pewien prostolinijny jezuita podzielił się swoją opinią o ludzkiej naturze na przykładzie tragedii smoleńskiej – człowiek widzi drzewo na filmie i już nie potrzebuje zadawać pytań, czy mogło spowodować katastrofę samolotu. Bowiem intuicja podpowiada człowiekowi, że mogło. Prostota tego rozumowania doskonale współgra z dedukcją naczelnego eksperta Edmunda Klicha, że jak skrzydło walnęło w brzozę, to się urwało. Tylko  narzuca się pytanie, po co te wszystkie komisje śledcze były?

Z drugiej strony to jeszcze jeden przyczynek do roztrząsania niewytłumaczalnej postawy polskiego rządu, który z dziecinną łatwością mógł rozwiać wszelkie wątpliwości, wystarczyło wszędzie publikować zdjęcie złamanej brzozy. Tymczasem nasza władza przez bez mała trzy lata tego nie zrobiła. Mogła także rozpowszechnić film Anity Gargas, który według jezuity obala tezy ekspertów Macierewicza. To żaden koszt w porównaniu do ceny, którą już płaci osobiście Tusk i jego rząd. Dlaczego tego nie robią, co im szkodzi? Tu już ksiądz milczy nader wymownie.

Można zestawić owego prostolinijnego jezuitę, siermiężnego Klicha i wiejskiego szerloka z programu Moniki Olejnik, który doszedł do identycznych wniosków podczas rąbania drewna. Jako żywo trzech muszkieterów spod znaku brzozy pancernej. Jeden taki pilot amator by się nadał do kompanii jako d`Artagnan. You know who. Anita Gargas w tej konfiguracji musiałaby robić za złą Milady.

Tylko rosyjscy śledczy znowu psują ten iście literacki model narracji, bo właśnie opublikowano  dokument sporządzony przez nich w kilka godzin po katastrofie. Jest to dokładny opis terenu, w którym nie ma nawet wspomnienia o drzewie odpowiadającym cechom brzozy z filmu, a która strąciła Tupolewa. No, można ten fakt zrzucić na ruskie niechlujstwo, jednak wtedy nie tylko kwestia pancerności rosyjskich brzóz staje pod znakiem zapytania, ale i cała reszta śledztwa. Pewne jest natomiast, że autor dokumentu nie uzgodnił go z wersją oficjalną, czyli MAK-u.

Doktor Lasek z kolei staje się twarzą Gazety Wyborczej w tej kwestii i zdetronizował duet Kublik-Czuchnowski, który chyba wyczerpał swoje możliwości. Lasek na dzień dobry oznajmił, że jako ekspert nie będzie rozmawiał z politykami, bo on jest z komisji państwowej, a nie rządowej. Ciekawe, jak on się porozumiewał z ministrem Millerem, szefem rządowej komisji śledczej. Na dodatek powołanej przez szefa rządu. Skoro nie jako niezależny ekspert, to jako kto? No, chyba że on nie bierze na serio Tuska i Millera jako polityków.

Premier Tusk odstąpił uczonego doktora Laska Gazecie Wyborczej, ale coś mi się widzi, że to był niezamierzony prezent dla zespołu Antoniego Macierewicza. W każdym razie Gazeta Wyborcza piórem Wojciecha Czuchnowskiego przestrzega millerowskiego eksperta przed spotkaniami z badaczami, którzy już dawno „wiedzą, co się za tym kryje”. Jednak również sam Lasek już dawno rozstrzygnął, że za tym kryją się błędy załogi. To z kim on może się w tej materii potykać, jeśli na podstawie własnego raportu jest „w stu procentach przekonany, albo powiedzmy w 99,9%, że nie ma co oczekiwać nowych, zaskakujących zwrotów w prowadzonym śledztwie, a raczej w materiałach, które mogą coś zmienić”? Wychodzi na to, że on może się bez szwanku potykać wyłącznie z Gazetą Wyborczą.

Komisja Millera lubowała się w kontekstach, zwłaszcza sytuacyjnych. Także obecność generała Andrzeja Błasika w kokpicie wykryła na podstawie kontekstu sytuacyjnego. Ogólnie kontekst ów był taki, że generałowie byli na pokładzie samolotu, a technik pokładowy w pewnym momencie wypowiada słowo „generałowie”. I to był właśnie ów decydujący moment, który doprowadził w końcu do generała Błasika. Pogratulować zmysłu dedukcji. Wyobrażam sobie, co by się działo, gdyby powiedział słowo „politycy”. Dopiero byłby kontekst!

Trudno nie mieć wrażenia, że Gazeta chce chronić Laska przed podobnym obciachem, jaki mu się przytrafił przy okazji wykrycia śladów trotylu na wraku. Dosłownie za moment, 5 lutego odbędzie się w Warszawie konferencja naukowa w sprawie tragedii smoleńskiej. Antoni Macierewicz zapewnił, że polityków na niej nie będzie, więc Lasek mógłby się pofatygować i podyskutować, jak doktor z doktorami. Ale redaktor Czuchnowski już podpowiada Laskowi, że dyskusja z „rozgrzanymi z emocji” naukowcami nie ma sensu.

Biedny trochę ten Lasek, z politykami gadać mu nie wolno, z naukowcami także; rząd go odstąpił, koledzy też nie wykazują entuzjastycznej woli wsparcia. Wolno mu tylko z osobami, które podzielają jego poglądy i ustalenia. W końcu z tej desperacji napisze książkę i to dopiero będzie problem dla jego medialnych sponsorów.

Czuchnowski natrząsa się z absurdalności wymyślonej przez siebie konstrukcji, że skoro Tupolew nie miał kontaktu z brzozą, to ktoś musiał tuż po katastrofie pracowicie wbijać części samolotu w korę i złamać drzewo. Pewnie, że to absurd, ale głowy chyba Czuchnowski za to nie da. Jak mówił mój kolega bloger Rolex, jeszcze całkiem niedawno za absurdalne uważaliśmy, że można komuś w restauracji dolać polonu do herbaty.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka