seaman seaman
3255
BLOG

Uwięziony za poręczeniem premiera

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 63

Ostatni mój post, w którym bezwstydnie wyznałem wspólnotę poglądów z liderem opozycji wywołał prawdziwą burzę mózgów wśród tzw. blogerów patriotów. Generalnie sponiewierany zostałem za serwilizm. Przypuszczalnie chodziło im o specyficzną odmianę serwilizmu, której ostrze skierowane jest przeciwko legalnej władzy. Argument głęboki i jednocześnie piramidalny, bardzo rzadka kombinacja.

Najdalej posunięty w patriotycznym uniesieniu adwersarz doszedł do wniosku, że za pomocą tamtego tekstu szturmem wdarłem się na szczyty list wyborczych partii Jarosława Kaczyńskiego. Mój Boże! - pomyślałem sobie – skoro poparcie opozycji ściągnęło na moją głowę takie gromy, cóż by się działo, gdybym pochwalił rząd Donalda Tuska, który z natury rzeczy jest rozdawcą pożądanych synekur, splendorów, prebend i beneficjów? Jakie wtedy zarzuty poczyniono by wobec mnie – żem odszczepieniec, zdrajca ludu pracującego, szczekaczka władzy?! O nie! Nauczony tym traumatycznym doświadczeniem postanowiłem sobie, że nie zaryzykuję serwilizmu prorządowego.

I właśnie niniejszym tekstem staram się odrobić szkody moralne jakie bezwiednie zadałem tzw. blogerom patriotom i dla odmiany nie podlizuję się nikomu, a wręcz przeciwnie, atakuję bezpardonowo rząd. Przynajmniej nikt mnie nie posądzi, że gonię za rządową posadą i chcę zdetronizować ministra Nowaka z jedynki na liście Platformy.

Po tym koniecznym wprowadzeniu, może nieco przydługim, przechodzę do meritum, czyli uwięzienia Piotra Staruchowicza. Osobistym więźniem Tuska określają go ponoć nawet parlamentarzyści partii rządzącej. Oczywiście tylko prywatnie, ponieważ oficjalnie jest to zabronione przez wysokie standardy Platformy Obywatelskiej. Władza dorobiła się więc prawdziwego więźnia stanu, co przy dotkliwym braku w jej szeregach męża stanu jest atutem nie do pogardzenia

Mamy zatem kogoś na wzór Człowieka w Żelaznej Masce, osobistego więźnia Króla Słońce, czyli Ludwika XIV. Maska co prawda nie pasuje do analogii, ale przydomek francuskiego władcy już doskonale koresponduje ze Słoneczkiem Peru, jak bywa nazywany Donald Tusk przez swoich zwolenników. Jakby na to nie patrzeć, to poza wszelką dyskusją jest fakt, że premier Tusk kultywuje tradycje monarchistyczne i to najwyższej próby.

Staruchowicz siedzi już chyba siódmy miesiąc, a ponieważ przedtem zasłynął jako kibol, więc siłą rzeczy trafił do aresztu jako handlarz narkotykami. Bo każdy kibol to handlarz narkotykami. Nie ma znaczenia, że nawet śladu narkotyków przy nim nie znaleziono, nikt nie był świadkiem transakcji, a zarzut oparty jest na zeznaniach prawdziwego dilera, który jest świadkiem koronnym. No, ale wiadomo, każdy kibol to diler, więc Staruchowicz siedzi.

Nasza niezwyciężona prokuratura jednak jest dobrej myśli, pomimo, że zły los rzuca im kłody pod nogi: nie ma żadnych dowodów poza zeznaniami opryszka; nie ma żadnych nagrań z miejsca przestępstwa; nie ma odbiorców narkotyku zakupionego rzekomo przez Staruchowicza; nie można znaleźć pośrednika i w ogóle nic nie ma. Nikt także nie został nigdy skazany na podstawie zeznań świadka zeznającego teraz przeciwko Staruchowiczowi, ale prokuratura „wychodzi z założenia, że sąd mu uwierzy”. Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że jak na siedem miesięcy przetrzymywania człowieka w areszcie, to nasza niezwyciężona prokuratura się nie napracowała, jeśli chodzi o zbudowanie mocnych fundamentów oskarżenia.

Należy również koniecznie przypomnieć pierwszy, niezwykle wyrafinowany zarzut, jaki postawiono oskarżonemu tuż po zatrzymaniu. Otóż Staruchowicz przebywając w przychodni lekarskiej rzekomo połakomił się na czyjąś torbę i nie bacząc na obecność innych pacjentów, wydarł ją gwałtem prawowitemu właścicielowi. Duża rzecz, nawet jak na państwo Tuska. Jednak ten zarzut nie oparł się czasowi. Być może dlatego, iż świadkowie będący jednocześnie pacjentami polskiej służby zdrowia nie żyją dostatecznie długo jak na standardy polskiej prokuratury. Jeśli to prawda, to ten bolesny problem powinien stać się tematem międzyresortowych uzgodnień pomiędzy ministrami Gowinem i Arłukowiczem. Nie może bowiem być tak, że ważni świadkowie wyczerpują swoje siły życiowe przed złożeniem wyczerpujących zeznań.

Ta bezprecedensowa niezłomność naszego wymiaru sprawiedliwości wobec Staruchowicza musi więc wynikać z czegoś innego, skoro nie wynika z zarzutów. Już nie chcę tu domniemywać jakichś precedensów w czasach krzepnięcia dyktatury proletariatu we wczesnym PRL-u. Może jednakowoż na wynikać z osobistego przykładu premiera Tuska, który przecież nigdy nie kłamie. Jeżeli on twierdzi, że kibol to zło wcielone zawsze, wszędzie i pod każdym względem, to coś musi w tym być, nieprawdaż?

Premier rozpętując w celach przykrywkowo-propagandowych wojnę ze środowiskiem kibiców piłkarskich dał wymiarowi sprawiedliwości faktyczne przyzwolenie in blanco na głowę każdego kibica. Dowodem na to, iż ta nagonka sprowokowana przez rząd była całkowicie sterowana jest fakt, że rozpętano ją w czasie, gdy ilość ekscesów kibolskich na stadionach drastycznie spadła, a urosły w siłę niezależne i patriotyczne stowarzyszenia i organizacje kibiców.

Na razie nie ma innych dowodów ani źródeł wskazujących na niezwykłą determinację prokuratury i policji w sprawie Staruchowicza, poza kontekstem spopularyzowanej przezeń wesołej przyśpiewki „Donald matole twój rząd obalą kibole”. Trzeba to w końcu powiedzieć jasno, że wiele, jeśli nie wszystko wskazuje, iż Piotr Staruchowicz został oskarżony i zatrzymany niejako z osobistego poręczenia premiera Donalda Tuska. Wiem, że to brzmi jakoś opacznie i nawet paradoksalnie, ale to może być także specyfika naszej młodej demokracji sterowanej – gdzie indziej ludzi się uwalnia za poręczeniem, ale u nas się akurat zamyka.

A mówiąc poważnie mamy do czynienia z osobistą motywacją szefa rządu, który boleśnie zraniony postawą kibiców nie przewidział konsekwencji swojej mściwości. Dzisiaj bowiem problem z powodu bezprawnego przetrzymywania Staruchowicza w więzieniu ma nie tylko on sam i premier, ale także cały nasz wymiar sprawiedliwości, a nawet rządowe media, które początkowo radośnie przyklasnęły akcji policji i prokuratury. Uwięzienia Staruchowicza nie rozumie także prezydencki doradca Tomasz Nałęcz, a przecież to jest jeden z ostatnich ludzi, których można by podejrzewać o wspólnotę duchową z kibicami i Gazetą Polską.

A w tle jeszcze mamy bezprecedensową akcję naszej nieustraszonej policji, która spacyfikowała narzeczoną Staruchowicza. Brygada – pewnie antyterrorystyczna - wpadła do dziewczyny bladym porankiem o 6 rano i za nic mając grożące niebezpieczeństwo sprawnie zakuła ją w kajdany, dostarczając na przesłuchanie. Sprawa dotyczyła bowiem racji stanu – dziewczyna w przeddzień była na meczu i siedziała na innym krzesełku niż opiewał numer na jej bilecie. W demokratycznym państwie prawa nikt nie będzie siedział na nie swoim krzesełku!

Jednak mówiąc serio, powyższy przykład potraktowania narzeczonej Staruchowicza przez władzę jest jednym z najbardziej podłych wykwitów systemu III RP. I tego nie można darować, bo pytanie o Katarzynę Ceran jest jednocześnie pytaniem o państwo Tuska. To on stworzył atmosferę, w której można o 6 rano zakuć w kajdany bezbronną dziewczynę, ponieważ usiadła na innym krzesełku. Ale zmierzając do konkluzji, dlaczego siedzi Staruchowicz? Ano dlatego, ponieważ premier Tusk nigdy nie kłamie, a każdy kibol to handlarz narkotyków.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka