seaman seaman
4856
BLOG

TOP TWENTY obciachu PO(1): Objawienia krynickie

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 70

Obiecałem pochopnie (wręcz nadgorliwie!), że sporządzę listę obciachu PO, ale już na początku tej pracy u podstaw okazało się, że to będzie tomiszcze kalibru książki telefonicznej średniej wielkości województwa. Herkulesowa robota, a ja nie mam aż tyle życia przed sobą, bo musiałbym tę resztę strawić na rozpamiętywaniu niezliczonych głupot partii obywatelskiej. A przecież ja nie zabiłem ojca i matki, żeby się tak umartwiać. Jednak będąc wychowanym na  Winnetou i Zawiszy Czarnym nie mogę na starość upodobnić się do naszego szczerego przywódcy, czyli już wieczorem zapominać, co przyrzekłem rano. Dla mnie słowo droższe od pieniędzy, jak mówił stary Pawlak.

Postanowiłem zatem w ramach zadośćuczynienia publikować kolejne odcinki z listy, którą przewrotnie (ale i przemyślnie) nazwałem TOP TWENTY PO. Będzie to więc serial składający się z wybranych przeze mnie dwudziestu co bardziej uciesznych i charakterystycznych kompromitacji partii aferałów. A ponieważ sam premier wysunął się daleko przed szereg swojego ugrupowania i rządu, więc nie dziwota, że równie często będzie głównym bohaterem obciachu. Nie ma lekko.

Dodam jedynie, że kolejność ukazywania się poszczególnych odcinków jest przypadkowa, nie jest jednoznaczna z moją oceną ich ważności, a już na pewno nie wartości. Nie będzie żadnej chronologii ani systematyczności. Sądzę, że uda mi się przynajmniej raz w tygodniu, gdzieś około weekendu wypuścić kolejną zatrutą strzałę typowo pisowskiej, nikczemnej nikczemności pod adresem olsenowskiej ekipy Donalda Tuska. I tak aż do dwudziestu trafień.

OBJAWIENIA KRYNICKIE

Niektórzy z naocznych świadków klną się na wszystkie świętości, że pierwsze z serii objawień dotyczących strefy euro, które przydarzyły się premierowi Donaldowi Tuskowi, miało miejsce w samolocie, którym leciał do Krynicy. Ja nazywam te objawienia krynickimi, aby odróżnić je od pozostałych metafizycznych przesłań, które dane były liderowi PO. Natomiast inni naoczni świadkowie stanowczo zaprzeczają tej wersji, gdyż również na własne oczy widzieli naszego szczerego przywódcę, gdy dzielił się swoim proroctwem na stałym lądzie.

Tyle są warte zeznania naocznych świadków - pozwolę tu sobie dygresyjnie zacytować  opinię na ten temat, którą wygłosił niegdyś sławny detektyw Philip Marlowe, autorytet w tej dziedzinie.

Natomiast nie ma żadnych wątpliwości co do metafizycznego charakteru głosów, które słyszał premier Tusk. Spadło to bowiem nań nagle, niczym grom z jasnego nieba. Do września 2008 roku, kiedy to premier po raz pierwszy usłyszał głos nakazujący mu wprowadzić Polskę do strefy euro prawie wcale się nie wypowiadał na ten temat. Wyjąwszy oczywiście kampanię wyborczą, która jak wiemy, rządzi się własnymi prawami.

Ta obcesowa raptowność zdarzenia spowodowała, że zbaranieli wówczas wszyscy ministrowie na czele z ministrem finansów. To jest jednocześnie dowód na objawienie, gdyż przecież premier nie jest taki głupi (ani taki bystry), żeby o tak ważnych sprawach decydować samowtór z wiernym Grasiem lub samotrzeć z podręcznym Ostachowiczem. Jasno zatem wynika, że słowa premiera o wejściu do strefy euro wypowiedziane na Forum Ekonomicznym w Krynicy we wrześniu 2008 roku miały źródło metafizyczne: - „Chcę sformułować precyzyjnie jeden z głównych celów naszych działań, czyli wstąpienie Polski do strefy euro. Dzisiaj możemy odpowiedzialnie powiedzieć, że naszym celem jest rok 2011.”

Cóż, dzisiaj mamy końcówkę roku 2012 i to wystarczy za komentarz do tamtego proroctwa Donalda Tuska. Jednak jeśli myślicie, że premier po tym oświadczeniu się „odchwycił” i przestał słyszeć głosy, to jesteście w błędzie. Jeszcze kilkakrotnie podawał różne terminy, między innymi koniec 2012 roku, czyli teraz właśnie byśmy wchodzili do strefy euro. Potem było jeszcze kilka dat. W sąsiedniej Słowacji już przeklinano decyzję o wejściu do strefy euro, a nasz premier z przemiłym uśmiechem zapewniał, że i my lada chwila dostąpimy tego zaszczytu. W końcu, gdy te wszystkie precyzyjne proroctwa się nie spełniły, a ludzie już sobie śmichy chichy robili z naszego szczerego przywódcy, rozgoryczony Tusk oznajmił, że już nie będzie niewdzięcznikom podawał żadnych dat.

W międzyczasie jak wiemy zdarzyły się jeszcze gorsze historie, które już radykalnie nadszarpnęły wiarę nie tylko Polaków szaraków, ale chyba samego Tuska w cudowne właściwości wspólnej waluty. Według Tuska bowiem miała być ona panaceum na kryzys finansowy a tymczasem to właśnie krach w strefie euro spowodował, że kryzys trzęsie w posadach Unię Europejską. Jak to mówili starzy Polacy -  człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi.

Dlatego jasnowidzenie Donalda Tuska straciło rację bytu, bo i największy prorok jest bezradny, gdy cel proroctwa stał się nieaktualny. Nie dość bowiem, że nie wiemy kiedy będziemy mogli wejść do nieszczęsnej strefy, to nawet nie możemy być pewni, czy będzie w ogóle dokąd wchodzić. Może będziemy wychodzić. Krynica zatem nie przysłużyła się Tuskowi w sensie politycznym ani piarowskim. Skompromitował się także jako jasnowidz. A z drugiej strony jest pewne, że głosy, które słyszał premier nie pochodziły z krynicy jako źródła mądrości. One się wzięły raczej z kapelusza. A może to były zwykłe omamy?

PS. Nastepny odcinek będzie nosił tajemniczy tytuł  "Boni M".

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka