seaman seaman
3865
BLOG

U nas w pomorskim w ogóle nic nie było...

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 78

Mnożą się deklaracje różnych szacownych obywateli z województwa pomorskiego, szczególnie z kręgów zbliżonych do rządu, że nie należą do układu gdańskiego oraz do żadnego innego. Ponieważ nikt tych deklaracji nie kataloguje ani nie spisuje, na prastarej ziemi pomorskiej zapanował pewien chaos i ludziom prostym przedstawiciele władzy nieskazitelni z definicji mylą się z delikwentami uwikłanymi ze wskazania tejże władzy. Przy czym jest jeszcze dodatkowa komplikacja, niektórzy bowiem spełniają (albo spełniali) oba kryteria – zarówno nieskazitelności, jak uwikłania w aferę Amber Gold. Brzmi to trochę surrealistycznie, ale taka jest już uroda tej Trzeciej Rzeczpospolitej i naprawdę był czas przywyknąć.

Dlatego też postanowiłem nieco wyjaśnić sytuację nieskazitelnych z definicji, bo chodzą u nas w Pomorskiem słuchy, że afera jest rozwojowa i rokuje największe nadzieje. A w związku z tym jednak chyba będzie komisja śledcza i wtedy śledczy będą mieli jak znalazł listę tych, których należy przesłuchać w pierwszej kolejności. Oczywiście po to, żeby ich jak najszybciej wykluczyć z kręgu podejrzeń i pozwolić im w spokoju kontynuować „budowanie podwalin”, jak to pięknie ujął poseł Grupiński z partii rządzącej.

Jest rzeczą oczywistą, że kiedy mówimy o nieskazitelności z definicji, to od razu kojarzy nam się premier Donald Tusk. Przede wszystkim dlatego, że jest on ponad podziałami, zatem również ponad układami i w takiej sytuacji nie może być wewnątrz żadnego układu. Dźwiga on zresztą na swoich wątłych barkach odpowiedzialność polityczną za niezliczone afery swojego rządu od pięciu lat, więc nie dokładajmy mu jeszcze kolejnego układu, bo mu dysk wypadnie. Nie ma tu natomiast nic do rzeczy, że jego partyjni koledzy rządzący województwem promowali innowacyjność aferzysty. Gdyby premier Tusk miał odpowiadać za przekręty swoich kolegów, to już dawno nie byłby naszym szczerym przywódcą, lecz anonimowym Donaldem T. Poza tym rząd w demokratycznym państwie prawa może ścigać wyłącznie oszustwa nielegalne, a szalbierstwa Amber Gold miały status legalności aż do momentu, gdy stał się niewypłacalny.

W żaden układ wmieszany nie był również młody Tusk, który padł ofiarą zachłannych pracodawców,  nachalnie i na wyprzódki oferujących mu intratne posady. A ponieważ zawsze chciał być kierowcą autobusu, więc przyjął się do pracy przy samolotach, bo nie mógł się opędzić od propozycji z portu gdańskiego. Z kolei pracując już na lotnisku pomyślał, że człowiek lotniska powinien być blisko poważnego przewoźnika, więc dorabiał sobie w liniach OLT Express. Zresztą także z namowy dyrektora lotniska. Nie jego wina, że poważny przewoźnik zbankrutował w try miga, a zaraz po nim padła spółka-matka o wielce obiecującej nazwie Amber Gold. Ojciec co prawda nagadał młodemu Tuskowi, żeby się nie wdawał w podejrzane konszachty, ale kto by słuchał starego zgreda, kiedy poważne firmy się pchają drzwiami i oknami?

Nikt o zdrowych zmysłach nie może podejrzewać Lecha Wałęsy o obecność w układach, bo jemu nikt nie powiedział, że jest jakiś układ z Amber Gold. A skoro nie wiedział, to nie mógł weń wejść. Po co w ogóle jakieś układy człowiekowi, który w pojedynkę, z niewielka pomocą rodziny i znajomych  pokonał komunę? O układzie dowiedział się dopiero wtedy, kiedy pieniądze Marcina P. zaczęły cuchnąć na potęgę i powstały obawy, czy w ogóle da się je wyprać bez szkody dla jego spiżowej postaci w filmie Wajdy. Zresztą, co to za układ, o którym wiedzieli z gazet wszyscy łącznie z szefem rządu prowadzącego rzeczywistą walkę z korupcją?

Poza wszelkim podejrzeniem musi być siłą rzeczy prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Co prawda w swoim czasie zachwalał nadzwyczajną innowacyjność firmy Marcina P., ale robił to oczywiście z czystej życzliwości. I nie bez pewnej racji – przyznajmy szczerze – bo przecież Amber Gold wykazało się nietuzinkową innowacyjnością, wobec której przez lata bezradne okazały się służby specjalne, prokuratura, sądy, urząd skarbowy oraz wiele innych instytucji państwa. Owszem, Adamowicz wraz z marszałkiem województwa i zapewne innymi kolegami partyjnymi ciągnął po płycie samolot OLT w ramach rytualnego przecinania wstęgi (a może powitania chlebem i solą, już nie pamiętam) i nawet dał się sfotografować, lecz tylko z powodu swojego rozrywkowego charakteru. Stanowczo prezydent Adamowicz nie był w żadnym układzie, on jedynie padł ofiarą niesprzyjających okoliczności oraz nader przyjaznego usposobienia.

Tym bardziej nie mógł być umoczony w układ ulubieniec Cezara minister Sławomir Nowak, skoro od dawien dawna trwa w notorycznym uwielbieniu dla geniuszu tegoż. Nie mógłby tego zrobić swemu idolowi, żeby kompromitować go taką nielojalnością, wdając się w podejrzane konszachty. Jestem pewien, że podległy mu Urząd Lotnictwa Cywilnego dopełnił wszelkich procedur w stosunku do linii lotniczych oszusta. Zresztą wolny rynek jest dla wszystkich, nie wolno nikogo dyskryminować. A że OLT wkrótce potem zbankrutowały, pozostawiając wielomilionowe zadłużenie również wobec państwa? No cóż, kontrole i rekomendacje ministra Nowaka mają już taką specyficzną urodę. Przekonaliśmy się o tym przy okazji upadku firmy DSS, który nastąpił wkrótce po jego zapewnieniach o dobrej kondycji spółki. Gdyby jakimś niezwykłym zrządzeniem losu stracił posadę w rządzie Tuska, to mógłby się z powodzeniem produkować jako współczesna Kasandra – jego rekomendacjom też chyba nikt nie uwierzy. A zresztą minister Nowak wynalazł ustawową przejezdność autostrad i już tylko z tego powodu ma zapewnione miejsce w historii transportu.

Wszyscy też wiemy od naszego szczerego przywódcy, że państwowe instytucje również zdały swoje egzaminy, z tym że niektórym „zabrakło refleksu i determinacji”, jak to kwieciście określił. Ale na pewno nie są w żadnym układzie. Trudno byłoby oskarżyć o spisek ludzi, których Marcin P. orżnął. Nie mogli  uczestniczyć w szalbierczym układzie osobnicy, którzy jak ja, nie dali się nabrać na reklamy Amber Gold. Zresztą przyznam, że ja jestem fantastycznie wytrenowany w kompletnym ignorowaniu wszelkich reklam we wszelkich mediach. Do tego stopnia, że nawet jak klikam w ikonkę „Zwiń”, to robię to jak automat i nigdy nie potrafię powiedzieć, czego dotyczyła.

Konkluzja jest więc jasna jak słońce: Marcin P. nie mógł stworzyć żadnego układu gdańskiego, bo nie miał z kim! Może nawet chciał, łobuz jeden, ale wbrew przysłowiu, było mało złego na jednego. Zmuszony był więc do działania w pojedynkę. Był tylko niezwykły zbieg okoliczności, że wszystkim instytucjom państwowym i samorządowym w jednym czasie zabrakło refleksu i determinacji. Włącznie z premierem i jego rodziną. I ten moment wykorzystał Marcin P. Wyjaśnił to nad podziw logicznie tutejszy prowincjał Gazety Wyborczej, redaktor  Chrzan: ktoś tam uległ darowi wymowy hochsztaplera; ktoś pochopnie mu zaufał; jeszcze inny odwlekał decyzję. Czyli jak zwykle błędy i wypaczenia jednostek, a partia w swojej masie jest zdrowa.

Nie wiadomo tylko z jakiego powodu Marcin P. poprosił o ochronę w areszcie, skoro nie mogło być żadnego układu? Te obwiesie już tak mają – dopóki mogą, to państwo doją, a jak trwoga, to proszą o ochronę. Ale nie było u nas żadnego układu gdańskiego. W ogóle nic u nas nie było.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka