seaman seaman
4657
BLOG

O premierze, który nigdy o niczym nie wiedział

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 110

Człowiek w tym naszym kraju, a już zwłaszcza bloger komentujący politykę nie może nawet na parę dni odejść od komputera, bo zaraz mu przejdzie koło nosa jakaś pyszna afera rządu Donalda Tuska. Grasowałem kilkanaście dni po lipnowskim powiecie, na własne życzenie odcięty od internetu oraz  innych „śromasów” (kto pamięta to określenie?) w celu wytrząśnięcia medialnego śmiecia z szarych komórek. Mam ich bowiem coraz mniej i muszę dbać, żeby przynajmniej w tych pozostałych było czysto i przestronnie.

No więc wychynąłem z tej ziemi dobrzyńskiej i ledwo co zawiesiłem wzrok na witrynie pierwszego z brzegu kiosku, a tam aż bije po oczach afera taśmowa w wykonaniu ekipy naszego szczerego przywódcy, który oczywiście już w pierwszych słowach zapewnia, że o niczym nie miał pojęcia. A skoro nie wiedział, to jest jasne, że nic nie mógł poradzić, że jego koalicjant kradnie na potęgę na powierzonej mu państwowej działce. Zresztą, kiedy urzędnicy MSW, czyli ludzie z osobistej działki premiera Tuska, kradli fundusze przeznaczone na informatyzację jego rządowej administracji, to on też nic o tym nie wiedział.

Dlatego mnie osobiście najbardziej zdziwiło zdziwienie, że w kancelarii premiera Tuska nie czyta się raportów NIK, które są tam rutynowo dostarczane. A po co podwładni szefa rządu mają czytać jakieś papiery, skoro on sam daje przykład i programowo nie czyta niczego? A wiem to na pewno, bo ja mam dobrą pamięć właśnie dzięki różnym rekreacyjnym zabiegom na moich szarych komórkach, o czym wspomniałem na początku. Otóż jeszcze w 2009 roku minister Pitera zwierzyła się redaktorce Olejnik, iż  „trudno się spodziewać, żeby premier czytał gazety i przeglądał dokumenty, żeby wyrobić sobie zdanie”. I figlarnie dodała, że to jest naturalna pragmatyka premiera Tuska. I dlatego wbrew pozorom tu nie ma powodu do dziwienia się, bo każdy wie, że Donald Tusk wyrabia sobie zdanie na podstawie sondaży, a nie na podstawie czytania dokumentów. Taka bowiem jest jego pragmatyka.

W odróżnieniu od premiera Jarosława Kaczyńskiego, którego obarcza się winą za wszystkie hopsztosy jego koalicjantów od początku kadencji aż do tej pory, premier Tusk w mainstreamowych mediach jawi się jako wcielenie niewinności w relacji do aferalnych poczynań swojego rządowego sprzymierzeńca. Do tego stopnia, że mógłby nosić w klapie znaczek lilii polnej, jako alegorii swojej przyrodzonej niewinności. No, bo jakże można go o cokolwiek obwiniać, skoro on nigdy nic nie wie? A nawet jak przypadkiem czegoś się dowie, to nie ma do tego głowy albo brak mu czasu, lub z kolei ktoś mu podpowie, że koalicja jest ważniejsza niż szemrany proceder koalicjanta.

Zatem także w tym najświeższym przypadku Tusk o niczym nie wiedział, nie słyszał, nikt mu nie powiedział, że coś się święci w spółkach zarządzanych przez chłopów z ulicy Wiejskiej. A nawet jak mu się coś o uszy obiło o tym PSL-u, kiedy formował swój pierwszy rząd w 2007 roku, to zaraz Janka Paradowska go uspokoiła, że Waldek się bardzo zmienił od czasu afery Inter-Arms z komputerami i obecnie jest podręcznikowym wzorem państwowca.

Ta przyrodzona i jednocześnie programowa niewiedza premiera Tuska wyjaśnia oczywiście wiele innych spraw, które bulwersują ludzi, a pozostały niewyjaśnione. Czy ktoś jeszcze pamięta aferę hazardową rządu Donalda Tuska? Wówczas to premier został powiadomiony przez szefa CBA o dziwnych machinacjach jego najbliższego rządowego otoczenia czynionych wespół ze skorumpowanym biznesmenem wokół ustawy hazardowej. I co zrobił wtedy premier Tusk? Poszedł do jednego z podejrzanych ministrów i zapytał go, czy wszystko jest w porządku. Skąd bowiem mógł nasz drogi przywódca wiedzieć, że w ten sposób ostrzega szajkę, skoro mu nikt nie powiedział?

A przypomnijmy sobie choćby tę znamienną skwapliwość, z jaką premier oddał śledztwo w ręce Putina kwestii smoleńskiej. Jest rzeczą jasną, że nasz szczery przywódca nie wiedział, że Putin jest z KGB. Nie miał pojęcia, że 70% rosyjskiej elity władzy pochodzi z postsowieckich służb specjalnych KGB i GRU. Nikt naszemu premierowi nie powiedział, że Rosja to kraj, w którym od roku 2000 zostało zamordowanych ok. 300 (trzystu!)dziennikarzy krytycznych wobec Kremla. Przecież gdyby to wszystko Donald Tusk wiedział, to nie mógłby bez najmniejszego oporu przystać na kagiebowski monopol w tym śledztwie.

O niczym nie wiedziałem; nie miałem do tego głowy; nie poruszałem tego tematu; nic nie słyszałem; nie interesowałem się tym; nie otrzymałem żadnych sygnałów; nie sporządziłem notatki ze spotkania; nie czytałem tego dokumentu; nie pamiętam tej sprawy; dowiedziałem się z mediów. Aferalny dekalog Donalda Tuska.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka