seaman seaman
2384
BLOG

Warszawska parada aktywu politycznego

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 56

Warszawa może być stolicą tolerancji, ale nie jest. Dlaczego prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz wstydzi się tego festiwalu równości? - docieka wyraźnie rozgoryczona Gazeta Wyborcza, powtarzając pytanie równie skonfundowanego burmistrza Ursynowa. Cóż można podpowiedzieć – rzekomy wstyd HGW wynika zapewne z kalkulacji politycznej, w końcu należy ona do Platformy Obywatelskiej, partii, która ukochała nade wszystko słupki poparcia. Sondaże pokazały, że nie warto się w to angażować i partia obywatelska zabroniła pani prezydent obejmować patronat nad marszem obywateli ulegających akurat tej przypadłości.

Chociaż z drugiej strony sprawa może być niejednoznaczna niczym zupa z małych ośmiorniczek dla amatora sztuki mięsa z chrzanem. HGW może się nie tylko wstydzić, ale także zwyczajnie brzydzić. W końcu czego można oczekiwać od Bufetowej? Ciekawe, że takie ekumeniczne wyjaśnienie nie przyszło do głowy dziennikarzom Gazety Wyborczej opiewającym przemarsz garstki homoseksualnego aktywu.

A właśnie w kontekście tej garstki należałoby zadać pytanie o wstyd. Dlaczego homoseksualiści wstydzą się maszerować w swojej paradzie? I to w Warszawie, mieście najbardziej „wyzwolonym” pod względem obyczajowym w Polsce? Skoro odsetek homoseksualistów w społeczeństwie wynosi około 5 procent – jak twierdzi Magdalena Środa – to w postępowej do szpiku kości stolicy liczącej ponad 1,7 mln mieszkańców, powinno ich być przynajmniej 100 tysięcy. Jak podaje Gazeta Wyborcza, w marszu udział wzięło zaledwie pięć tysięcy osób. A trzeba koniecznie dodać:  w tym wielu celebrytów i poputczików ruchu gejowskiego, którzy chcą przy okazji podbudować swoją niezbyt mocną polityczną pozycję. Takich jak postkomunista Ryszard Kalisz, czy Janusz Palikot z ruchu swojego poparcia.

Bo ruch gejowski jest stricte polityczny i niestety dla aplikujących polityków, w dodatku mocno dołujący. To widać, słychać i czuć. Inaczej nie można wytłumaczyć tak nikłego uczestnictwa szarego gejostwa w swoim święcie. W cudacznej paradzie uczestniczył aktyw z różnych partii oraz instytucji na wskroś politycznych, które pragną coś uszczknąć z tego - za przeproszeniem – homoseksualnego tortu. Tymczasem wygląda na to, że w sensie politycznej wartości, to jest coś w rodzaju tortu popularnego w Warszawie z czasów okupacji niemieckiej - z marchwi, chleba, margaryny i czegoś tam jeszcze.

Ta liczba bowiem – zaledwie 5 tysięcy osób w niesłychanie nagłośnionej imprezie; w mieście Środy, Szczuki, Kalisza, Biedronia, Krytyki Politycznej, Gazety Wyborczej i całej gamy lewackich organizacji, jest dla ruchu gejowskiego wręcz tragicznie katastrofalna. To jest faktyczne odrzucenie przez społeczeństwo - ale także przez homoseksualne środowisko w swojej masie - biadań o uciskanej mniejszości, bzdur o dyskryminacji, o rzekomym wykluczeniu, czy wciskania ciemnoty o równoprawności związków homoseksualnych z małżeńskimi. Ta „mowa do ciemnego ludu” została odrzucona, a dowodem na to jest między innymi klapa, jaką okazała się parada równości w Warszawie.

Właściwie to powinien dawać dużo do myślenia sam fakt pewnego odwrócenia ról w tym dziwacznym marszu. Dotychczas bowiem byliśmy przyzwyczajeni do parad politycznych, w których aktyw obserwuje i napawa się przemarszem mas członkowskich. Natomiast w warszawskiej paradzie równości było odwrotnie – aktyw maszerował dziarsko, przynajmniej starał się robić takie wrażenie, ale zabrakło tych głębokich szeregów członkowskich, dzięki którym można mówić o masowości ruchu. Wygląda więc, że aktyw partyjny paradował w zastępstwie mas, których nie ma. Warszawa nie chce być stolicą promocji politycznego gejostwa pod płaszczykiem tolerancji. W skali całego kraju jest jeszcze gorzej.

I ten żałosny marsz aktywu jest najlepszym podsumowaniem perspektyw, jakie się rysują przed amatorami wykorzystania homoseksualizmu w polskiej polityce. Co nie znaczy, że skończą się takie próby - w końcu przykład zidiociałego zachodu kusi niezmiernie – tam się udało, dlaczego nie można tutaj? Otóż nie można i nawet wiadomo dlaczego. Paradoksalnie, odpowiedział niedawno na to pytanie Adam Michnik z Gazety Wyborczej. Zapewne uczynił gejostwu tę niedźwiedzią przysługę bezwiednie, ale za to celnie.

Każdy kraj ma swoją tożsamość narodową, kulturową, ale naznaczoną jakoś przez czynnik religijny. Kraje mogą się laicyzować, ale Rosja będzie prawosławna, Izrael judaistyczny, Egipt islamski, a Japonia buddyjska czy Indie hinduistyczne. To może przyjmować różne formy, ale jest nieusuwalne z tej tożsamości. Otóż Polska będzie katolicka. Jeżeli chcemy zmieniać ją w lepszy kraj, nie da się tego zrobić wbrew społeczeństwu”- tak powiedział człowiek, który jest ikoną i symbolem medium opiewającego paradę politycznego aktywu gejostwa.

Ten paradoks ma taką siłę, że nie może być przypadkowy ani okolicznościowy. W Polsce nie da się rządzić za pomocą antykatolickich fobii i promocji dewiacyjnych skłonności. Magdalena Środa uważa, że środowisko gejowskie powinno się domagać wprowadzenia 10% parytetu w parlamencie dla tzw. comingoutowych, czyli jawnych homoseksualistów. Środa może się wypchać tymi parytetami, aż pęknie. Będzie bardzo widowiskowy coming out. Ale nic poza tym. Polska pozostanie Polską.

http://wyborcza.pl/1,75478,11855485,Koko_koko_homo_spoko__5_tys__osob_na_Paradzie_Rownosci.html#ixzz1woFRUvNo

http://wpolityce.pl/wydarzenia/28908-adam-michnik-polska-bedzie-katolicka-to-moze-przyjmowac-rozne-formy-ale-jest-nieusuwalne-z-tej-tozsamosci

http://www.innastrona.pl/magazyn/wywiady/prof-magdalena-sroda.phtml

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka