seaman seaman
3957
BLOG

Jarosław Kaczyński, czyli siła niereformowalności

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 86

„Jarosław Kaczyński nie uprawia polityki, lecz metapolitykę. Nie uprawia jej po to, żeby zdobyć władzę, choć władza jest mu w jakimś stopniu potrzebna. Nie zdobywa też władzy, by rządzić, chociaż możliwość rządzenia sprzyja jego celom. I nie rządzi po to, by reformować gospodarkę czy państwo. To by go chyba nużyło, chociaż reformy mogą służyć jego celom. Jego metapolityczne ambicje sięgają dużo dalej. On chce zmienić Polskę, a kluczem do tej zmiany jest redefinicja sceny politycznej”.

To mógłby napisać zaprzysięgły pisowiec. Te zdania brzmią bowiem niczym panegiryk wyznawcy albo co najmniej laudacja, ale to nie jest laudacja. To jest fragment artykułu napisanego w 2005 roku przez Jacka Żakowskiego, chyba jednego z ostatnich ludzi, którzy byliby skłonni wygłosić mowę pochwalną na cześć Kaczyńskiego. Mimo wszystko to napisał, chociaż na pewno nie zamierzał mu się tymi frazami przysłużyć. Z pewnością nie miał takiego zamiaru!

Jednak dziennikarz „Polityki” chcąc nie chcąc niemal gloryfikuje Kaczyńskiego, pisząc dalej o jego „wielkim manewrze”, który wyniósł do premierostwa siłę spokoju, czyli Tadeusza Mazowieckiego. A także przyznając, że „to Kaczyńscy rozdawali karty, gdy powstawał rząd Jana Olszewskiego, choć nie mieli większości”. Każdy widzi i potwierdzi, że jak na człowieka ze skrajnie przeciwnego obozu politycznego, to opinia Żakowskiego jest pełna niechętnego podziwu. I w sposób bezwiedny jest również druzgoczącym porównaniem dla adwersarzy politycznych byłego premiera.

Można dzisiaj oczywiście powiedzieć, że to nieaktualne, że dzisiaj by tego nie powiedział, ale nie w tym rzecz. Istota politycznej postawy Jarosława Kaczyńskiego tkwi w tym, czego w tamtym artykule Żakowski nie napisał, chociaż w pewnym miejscu dotknął. Kiedy zauważa, że bracia już od 1991 roku „mogli Polską porządzić, gdyby nie nieostrożność ministra Macierewicza”. Przypisanie Macierewiczowi nieostrożności, zamiast intencji należy chyba złożyć na karb żywiołowej niechęci do przyznania wprost jego obozowi, że przedkłada interes publiczny nad stołki. Jest przecież faktem po wielokroć udowodnionym, że Jarosławowi Kaczyńskiemu obcy jest blichtr władzy i jej zewnętrzne atrybuty. On nigdy nie chciał sobie „Polską porządzić” dla splendoru, żyrandola czy łaskawego uznania ze strony elit.

I to jest właśnie istota postawy Jarosława Kaczyńskiego, dla którego Polska jest najważniejsza od zawsze i po dziś dzień. Dla jego przeciwników to jest bardzo bolesna zadra, bo nie sposób jej pominąć w żadnym kontekście politycznym. To jest jak cierń dający o sobie znać przy każdym poruszeniu. Niby dziurki nie ma, a krew wycieka przy każdym zgniłym kompromisie z deklarowanymi poglądami, a nierzadko i z przeszłością.

Wielokrotnie potwierdzone przywiązanie do polskości i działania dla dobra publicznego jest wyróżnikiem szefa PiS, którego nie sposób nie widzieć. Zwłaszcza w porównaniu jego metapolityki do Tuskowej postpolityki, w całości podporządkowanej zewnętrznemu wizerunkowi, propagandzie, piarowskim intrygom. Rezygnującej z merytorycznej zawartości na rzecz opakowania i reklamy.

Niezmienność postawy Kaczyńskiego jest podskórną przyczyną tych wszystkich pseudo zarzutów, że jest niereformowalny; że nie ma zdolności koalicyjnej; że tkwi w niszy politycznej. Z drugiej strony, przeciwnicy PiS miast cieszyć się rzekomą nieporadnością tego ugrupowania, narzekają, że z powodu niej Donald Tusk trwa przy władzy. Nie ma więc rozstrzygnięcia, czy Kaczyński jest bardziej szkodliwy przy władzy, czy w opozycji. Wychodzi na to, że samym istnieniem profanuje aureole przeróżnych szczerych demokratów, farbowanych reformatorów i koncesjonowanych obrońców praw człowieka.

No, bo jak się przyrówna wolty światopoglądowe różnych osób i środowisk do stałości Kaczyńskiego, to faktycznie – aż oczy bolą patrzeć. W 1993 roku odbyła się debata Adama Michnika z Jarosławem Kaczyńskim. Na końcu dość burzliwej rozmowy naczelny Gazety Wyborczej oświadczył, że łączy go z rozmówcą interes narodowy Polski. Czy ktoś dzisiaj może sobie wyobrazić tak bezwarunkową pochwałę interesu narodowego w Gazecie Wyborczej? A czy Donald Tusk chciałby, żeby mu pamiętano dzisiaj jego pogląd z roku 2004, w którym przyznaje rację Antoniemu Macierewiczowi wskazującemu na wielkie wpływy postkomunistycznych służb specjalnych?

Swoją drogą, kiedy się popatrzy na tę antykaczystowską koalicję polityków, mediów i skoligaconego biznesu spod ciemnoczerwonej gwiazdy, to ma się na końcu języka pytanie, jak długo można się publicznie nawzajem przekonywać, że skończony rzekomo polityk jest naprawdę skończony? Bo w gruncie rzeczy jest to rodzaj grupowej terapii dla pokrzepienia strwożonych serc.

Ten lament wspólnoty strachu przed Kaczyńskim trwa z jednakową, intensywną żarliwością od wyborów 2007 roku. Bo też nikt poza nim nie jest w stanie zagrozić na poważnie establishmentowi i dożywotnim autorytetom ze wzajemnej rekomendacji; nikt poza nim nie ma takich możliwości politycznych i formatu osobowościowego.

Stąd te biadania, że Kaczyński z tak wielkim potencjałem jest niereformowalny. Nie ma giętkiego grzbietu Tuska, nie imponuje mu splendor jak Komorowskiemu, już nie wspominając o praktycznym nihilizmie Palikota. Bo gdyby miał chociaż ich parcie na żyrandol, to przy swojej biegłości politycznej znalazłby wystarczającą ilość zwolenników w elitach III RP, żeby zostać Najwyższym Autorytetem Moralnym. Ba, gdyby tylko wyraził kaprys, jak nic wpisaliby go do konstytucji jak niegdyś Związek Radziecki. Ale jemu wystarcza Polska. No i co mu zrobicie?

http://archiwum.polityka.pl/art/ii-wojna-na-gorze,382042.html

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka