seaman seaman
4485
BLOG

Samotność naszego szczerego przywódcy

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 57

Rzewny i chwytający za serce jest wywiad naszego szczerego przywódcy dla tygodnika „Wprost”. Donald Tusk opisał bez ogródek, aczkolwiek  melancholijnie, swoją samotność w polityce. Na końcu i tak przecież ja ponoszę za wszystko odpowiedzialność – wyznał premier tygodnikowi, który mianował go człowiekiem roku. Zaprzeczył także pomówieniom o hipokryzję, twierdząc, że w niczym nie zamierza ograniczać wolności obywatelskich.

Nie był więc hipokrytą, kiedy rok temu jego rząd usiłował koncesjonować internet za pomocą ustawy poddającej sieć pod kontrolę KRRiT. Był szczerym demokratą, kiedy we wrześniu ubiegłego roku jego rząd wieczorową porą wprowadzał poprawkę ograniczającą dostęp do informacji publicznej. Jednak żeby nie cofać się zbyt daleko w przeszłość popatrzmy, jak wysoko premier podniósł poprzeczkę demokratycznych standardów w sprawie umowy ACTA.

Początkowo Donald Tusk milczał szczerze aż do bólu; potem poparł swojego ministra, twierdząc, że konsultacje się odbyły; następnie oznajmił, że nie ugnie się przed szantażem internautów; chwilę później polecił podpisać umowę; potem obiecał, że pogada ze swoimi ministrami. Kiedy już z nimi pogadał, to poczuł się rozczarowany, że konsultacje się nie odbyły; gdy zaś internauci wylegli masowo na ulicę, to nazwał ich świetnym ludźmi. Na samym końcu tego demokratycznego procesu, gdy ujawniono, że umowa będzie obowiązywać tak czy inaczej, nasz prostolinijny premier zawiesił jej ratyfikację i zwołał debatę w tej sprawie. 

Powiedzmy sobie szczerze, że w ujęciu zaprezentowanym przez naszego szczerego przywódcę prawdziwie szczery  jest także wilk przebrany za babcię Czerwonego Kapturka. W kwestii wolności w internecie premier jest stanowczo za, a nawet przeciw. Ostatecznie zdecydował się na szpagat – jest za względną wolnością i względnym bezpieczeństwem w internecie. Co to oznacza, tego nie wie nikt włącznie z nim samym.

Donald Tusk wyznał melancholijnie, że im więcej prób przechodzi, tym bardziej jest samotny. Według jego własnych słów, osiągnął już taką pozycję osobistą, że jest samotny w stu procentach. Ni mniej, ni więcej. Zawsze jestem sam – poskarżył się redaktorowi Lisowi. To jest dość dwuznaczne wyznanie, bo sugeruje, że na arenie polityki krajowej już nie ma dla niego towarzystwa. Po co w takim razie pchał się na drugą kadencję, skoro tak mu ta robota tak doskwiera?  Tego nie wyjaśnia. Ale kiedy potem zarzeka się, że nie w głowie mu żadne stanowisko w polityce międzynarodowej, to nasuwa się oczywiste pytanie: o co mu właściwie chodzi? Czy musi się umartwiać akurat w polityce? Nie może gdzieś na pustyni?

W następnej kolejności premier rozczulił się rutynowo nad swoją odpowiedzialnością, którą i tak zawsze na końcu ponosi. Tutaj też sprawa jest niejasna, bo o swojej chęci niesienia odpowiedzialności nasz szczery przywódca zapewnia przy każdej okazji, a nawet bez. Wiemy z licznych wyznań premiera, że się przed odpowiedzialnością nie wzdraga, nie boi się jej, stawia jej czoło, śmiało patrzy jej w oczy, nie pęka przed nią. Wręcz przeciwnie, ona go stymuluje, dopinguje, inspiruje, on z nią zuchwale igra, niczym zuch jakiś, mołodiec z ruskiej bajki.

Tylko co z tego wynika, jakie są konsekwencje? Co się dzieje dalej z tą odpowiedzialnością Tuska, kiedy on już ją dźwignie, stęknie z wysiłku, aż mu  na czole żył postronki wyjdą i zarzuci ją na plecy? Gdzie on ją niesie? Ma jakiś schowek? Przecież gdzieś  musi zrzucać starą odpowiedzialność, żeby móc przyjąć nowy, kolejny ciężar.

Brał odpowiedzialność za Misiaka, a także za Zbycha, Mira i Grześka. Nie uchylił się, gdy w potrzebie był jego kolega prezydent  Sopotu; nie cofnął się, gdy minister Grad pokpił sprawę z handlarzem bronią... to jest...stoczniami... przepraszam, z inwestorem katarskim. Przyjął na swoje barki wiarygodność ruskiego śledztwa razem z trzynastym załącznikiem. Poręczył za honor ministrów Klicha, Millera i Arabskiego. Dźwigał przewiny senatora Ludwiczuka, brzemię wałbrzyskich kantorów wyborczych. Odpowiadał za chaos w pociągach pod specjalnym nadzorem Grabarczyka i kreatywną księgowość Rostowskiego. Nie ugiął się pod monstrualnym zadłużeniem kraju. Wziął na klatę Kopacz i Arłukowicza z lekarzami, aptekarzami i pacjentami włącznie. Dopiero co na własną odpowiedzialność podpisał pakt finansowy  i niestraszny mu szantaż w sprawie ACTA.

No ludzie, przecież ten człowiek góry przenosi, chociaż wiary żadnej nie ma. I czy można mu nie wierzyć, kiedy mówi, że swoją odpowiedzialność odczuwa w sensie fizycznym? Tylko szkoda, że nie ujawnił, jak konkretnie ją odczuwa. Męczy się szybko przy grze w gałę? Oczy go szczypią przy oglądaniu Eurosportu? Nie smakują mu już cygara?

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka