seaman seaman
2972
BLOG

Generał Dukaczewski - kustosz, czy eksponat?

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 45

Jest rok 1982, krótko po wprowadzeniu stanu wojennego w kraju. W rezydenturze polskiego wywiadu wojskowego w Waszyngtonie dzień jak co dzień. Kapitan Marek Dukaczewski ps. "Speedy"(O, yes, yes, yes!) ogląda sobie telewizję, bo nie ma nic innego do roboty. Czasami przegląda prasę amerykańską. Podobnie inni  "wywiadowcy”.  Z nudów pewnie rżnęli w karty, jak długo bowiem można się gapić w ekran telewizora? Nawet gdy ma się do dyspozycji sto kanałów...

W pamiętnym roku 1981 działalność operacyjna polskiego wywiadu wojskowego została bowiem kompletnie sparaliżowana. Już wcześniej była marginalna w sensie merytorycznym, a nawet symboliczna. Jednak w czerwcu ucieka do Amerykanów kpt. Jerzy Sumiński, pupil, a właściwie pieszczoch generała Kiszczaka, który był szefem tego towarzystwa wzajemnej adoracji do roku 1979. Ze względu na rozległą wiedzę Sumińskiego był to przysłowiowy gwóźdź do trumny dla wszelkich operacji na Zachodzie. Na domiar złego w tym samym 1981 roku następuje cała seria ucieczek oficerów na Zachód, a potem w grudniu wybucha wojna polsko-jaruzelska.

Po tej wywiadowczej hekatombie zanika nawet szczątkowa działalność operacyjna, a dla upozorowania jakiejkolwiek czynności i uzasadnienia swojego istnienia centrala wywiadu nakazuje skupić się na wyszukiwaniu nowych materiałów informacyjnych, co w praktyce ogranicza się do wycinanek z prasy amerykańskiej. Sławny dzisiaj wywiadowca Dukaczewski  studiował w pokoju telewizyjnym  „organizację i metody działań aparatu indoktrynacji i wojny psychologicznej w siłach zbrojnych USA”.  W przerwach rżnął w tysiąca z ppłk. Bolesławem Izydorczykiem ps. „Landon” (O, yes, yes, yes!). A może grali w chińczyka lub w bilard? - źródła milczą na ten temat.

Dlatego parsknąłem radośnie i donośnie, kiedy przeczytałem w Wikipedii, że Dukaczewski  „w latach osiemdziesiątych brał udział w operacjach wywiadowczych w Stanach Zjednoczonych i Izraelu”.  Peerelowski wywiad wojskowy już przed rokiem 1981 był fasadą oraz kompletnie niewydolną filią rosyjskiego GRU. A po roku 1981 kapitan „Speedy”  Dukaczewski mógł co najwyżej uczestniczyć w operacji nagrywania amerykańskiego dziennika telewizyjnego na kasetę i wysłania tych materiałów pocztą dyplomatyczną do kraju. Nie omieszkając umieścić na kopercie kodu  „Tajne specjalnego znaczenia”.  Jaki wywiad, taki wywiadowca.

O merytorycznej nędzy ówczesnych wojskowych szpiegów obszernie pisze Sławomir Cenckiewicz w książce „Długie ramię Moskwy”. Polecam tę lekturę, bo warto się dowiedzieć, jaki format reprezentuje Dukaczewski, dzisiejszy aspirant do stanowiska doradcy ruchu własnego poparcia Janusza Palikota. Nie mogę się powstrzymać od przytoczenia przykładu symbolizującego poziom kompetencji tych ludzi oraz ich mocodawców politycznych.

Attaché wojskowy w Londynie otrzymuje polecenie zakupu modeli sprzętu wojskowego, które są ogólnie dostępne w sklepach. Jednak nasz siermiężny szpion nie zrozumiał polecenia centrali i wystosował oficjalne zamówienia do brytyjskiego resortu zaopatrzenia i firm handlujących bronią w celu zakupu embargowego sprzętu w oryginale! Wybucha kompromitujący nawet dla PRL skandal dyplomatyczny, a jego bohater płk. Czesław Dęga już niedługo potem zostaje awansowany na generała...Jaki kram, taki pan.

Nie ma się zatem co dziwić, że wywiad wojskowy, czyli Zarząd II Sztabu Generalnego Ludowego Wojska Polskiego (późniejsze WSI), rozgoryczony i zniechęcony totalną porażką na zgniłym Zachodzie przerzucił ciężar działalności do wewnątrz kraju. I tu się dopiero nasi wojskowi szpiedzy rozwinęli przepięknie. Afera z FOZZ - Funduszem Obsługi Zadłużenia Zagranicznego – udowodniła, że ich główną inspiracją w tamtych czasach był nieodparty ciąg na kasę państwa.

I kiedy dzisiaj czytam, że generał Dukaczewski, były szef tego szemranego towarzycha, ma być doradcą ruchu własnego poparcia Janusza Palikota w sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, to też się uśmiecham radośnie – jaki ruch, taki doradca. Pod egidą Urbana; z doradcą wyszkolonym przez sowiecką wojskową bezpiekę; z błogosławieństwem byłego komunistycznego aparatczyka Kwaśniewskiego. Jeśli to nie jest klasyczny skansen postkomuny, to już nic nie jest.

Były szpieg Dukaczewski pasuje doń idealnie, bo może występować w podwójnej roli – jako eksponat oraz jednocześnie kustosz. Dwa w jednym. Człowiek o dwóch twarzach. Całość dzieła wieńczy prezydent Komorowski uwikłany w przyjaźnie zarówno do nihilisty z Biłgoraja, jak i postsowieckich służb wojskowych. Jakie przyjaźnie, taki prezydent.

Konstanty Miodowicz, były szef kontrwywiadu UOP i obecny poseł PO wypowiedział się kiedyś na temat WSI oraz  o samym Dukaczewskim: - „Służby te są spenetrowane przez różnej maści obce wywiady. Profesjonalizm znacznej części kadry jest wątpliwy. Wszyscy oficerowie mają nawyki i mentalność z poprzedniej epoki, gdy wojskowe służby były kontyngentem pomocniczym dla radzieckiego GRU i III Zarządu KGB. Tacy ludzie jak generał Dukaczewski powinni straszyć w rezerwatach postkomunizmu”.

Poseł niestety nie przewidział, że jego szef Donald Tusk oficjalnie przygarnie wiele eksponatów  z tego skansenu.  A Platforma Obywatelska, partia pułkownika Miodowicza i generała Czempińskiego będzie miała wielką zasługę w tym, że rezerwat postkomunizmu objął także struktury państwa, zaś eksponaty  w nim rządzą zamiast straszyć. Nikt nie jest prorokiem we własnym rezerwacie.

Długie ramię Moskwy”, Sławomir Cenckiewicz, Wyd. Zysk i Ska, 2011.

http://www.rp.pl/artykul/16,777312-Gen--Marek-Dukaczewski-doradca-Ruchu-Palikota.html

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka