seaman seaman
4626
BLOG

Jak przeżyć na budowie i nie postradać zmysłów

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 74

Zapewne każdy się domyśla, ale na wszelki wypadek potwierdzam, że chodzi mi oczywiście o budowę III RP, nad którą nadzór budowlany sprawuje Donald Tusk. Znacznie poruszyło mnie bowiem pytanie „Jak tu żyć?” zadane premierowi przez rolnika, tym bardziej że zostało bez odpowiedzi. A tak się nie godzi – kierownik budowy powinien mieć odpowiedź na każde pytanie. Zatem występuję niejako prawem kaduka – przyznaję – nikt mnie do zastępowania premiera nie upoważniał. Przy czym nie mam zamiaru pisać tekstu w rodzaju „Dziesięć porad jak przetrwać dzień z głupim szefem”. To będzie raczej przypominało filozofię przeżycia niż szkołę przetrwania.

Pierwsza rzecz, którą chcę poruszyć, jest fundamentalna(nomen omen) na każdej budowie, nie tylko w sensie konstrukcji państwa. Otóż pragnę powiedzieć, jakkolwiek brzmi to fatalnie, że w zasadzie niemożliwe jest życie na budowie całkiem na trzeźwo – tak się po prostu nie da. Starym budowlańcom nie ma co tłumaczyć, to jest oczywiste jak następstwo pór roku albo fakt, że wyżej nerek nie podskoczysz. Napięcia, nerwy i emocje na budowie tak szybko się kumulują i tak doskwierają, że człowiek musi przyjąć od czasu do czasu jakieś środki znieczulające, bo nawet trzech cegieł nie jest w stanie równo położyć. Alternatywą jest popadnięcie w kompletny obłęd.

Wiem, że to przykra wiadomość dla abstynentów, jednak to jest jak prawo natury, ponadczasowe i nienaruszalne. Jak ktoś chce być abstynentem, niech się nie pcha na budowę. Chyba że abstynent zawiesi abstynencję na czas budowy, podobnie jak politycy zawieszają swoje członkostwo. Gorzej jest z abstynentami, którzy mają taki feblik, że nie mogą sobie pozwolić na zawieszenie abstynencji. W tym konkretnym przypadku III RP, gdy cały kraj jest w budowie, dla nich w grę wchodzi jedynie emigracja. W każdym razie są sprawy na budowie, których na trzeźwo „nie razbieriosz”, jak mówią Rosjanie. I nie ma co walczyć z wiatrakami, to wiemy już od czasów Don Kichota, a współczesny przykład Gorbaczowa tylko potwierdził beznadziejność takich usiłowań.

A skoro już wspomniałem Rosjan, to pora przejść do następnego zagadnienia, czyli systemu budownictwa obowiązującego w naszym  państwie. Otóż na budowie III RP od zarania stosowany jest system radziecki (celowo nie piszę ruski, żeby zachować wysokie standardy poprawności politycznej). Rodzaj systemu jest niezwykle ważny dla przetrwania na budowie, bo budowlaniec musi w każdej chwili wiedzieć, czego się spodziewać.

Radziecki system budownictwa najlepiej opisuje znana anegdota o zebraniu egzekutywy partyjnej w kołchozie, więc nie będę się wysilał na jakieś analizy. W epoce medialnej należy operować obrazami. Zatem wyobraźmy sobie to zebranie, na którym są dwa punkty porządku dziennego: budowa stodoły oraz budowa socjalizmu. Zagaja oczywiście przewodniczący, który zaraz na wstępie informuje zgromadzonych, że w tej oraz następnej pięciolatce kołchoz nie dostanie żadnych materiałów budowlanych z powodu trudności obiektywnych występujących zawsze podczas budowy socjalizmu. W związku z tym przewodniczący proponuje, żeby przejść do następnego punktu, czyli właśnie budowy socjalizmu. Egzekutywa przyjmuje ten wniosek entuzjastycznie i zebranie toczy się dalej już bez przeszkód natury obiektywnej ani żadnej innej natury, dopóki otwarty jest kołchozowy sklepik spożywczy.

I właśnie według zasady przedstawionej w powyższej anegdocie budowana jest Polska przez ekipę Donalda Tuska. Przykłady można oczywiście mnożyć, przedstawię najbardziej charakterystyczny. W punkcie trzecim swojego programu wyborczego z 2007 roku obecny kierownik budowy deklarował, że wybuduje nam nowoczesną sieć autostrad, dróg ekspresowych, mostów i obwodnic. Po czym już rok później, kiedy Tusk z Rostowskim ochłonęli już po zwycięstwie i rozejrzeli się po placu, ogłosili, że przechodzą do punktu następnego i będą remontować drogi, zamiast budować autostrady. I nazwali te drogi schetynówkami. Nikt tak naprawdę nie wie, co to są te schetynówki i dlaczego one mają być zamiast autostrad, ale tym już się egzekutywa budowy nie przejmuje, bo kredyt ma ciągle otwarty. O żadnej sieci, a nawet o pojedynczych autostradach już nie ma mowy.

I tak jest ze wszystkim. Mamy rok 2011, który był pierwszym terminem wejścia do strefy euro obiecanym przez naszego kierownika budowy, ale o tym już się nie pamięta, bo on wkrótce przeszedł do punktu następnego i dzisiaj obiecuje, że jak niepodległości będzie bronił przed spekulantami rodzimej złotówki. Zawsze niczym diabeł z pudełka wyskakuje jakiś punkt drugi, bo na punkt pierwszy brakuje materiałów, pieniędzy albo mocy przerobowych. O tym trzeba pamiętać, kiedy premier ogłasza jakiś priorytet, że  ma w zanadrzu drugi priorytet, który jest nawet ważniejszy od pierwszego. Jeśli się o tym nie zapomina, to można śpiewająco przeżyć na budowie, bez stresów, rozczarowań oraz konwulsji nerwowych. Trzeba jedynie prawidłowo odczytywać znaki, jakie nam wysyła kierownik budowy.

W ten sposób przechodzę płynnie do następnego punktu składającego się na filozofię przetrwania na budowie III RP. Otóż niezwykle ważny jest dla budowlańca początek dnia, a konkretnie samo psychiczne nastawienie. Najgorszą bowiem rzeczą jest wstać raniutko skoro świt i bezrefleksyjnie popędzić jak głupi do roboty. To się może skończyć prawdziwą katastrofą budowlaną, a nawet całkowitym załamaniem harmonogramu robót.

Przede wszystkim należy tuż po przebudzeniu wybić sobie z podświadomości i wbić do świadomości, że pracujemy na budowie, a w związku z tym nastawić się na maksymalne przeszkody życiowe. To trochę analogicznie jak w przypadku, gdy udajemy się do ZUS-u, na pocztę lub do przychodni lekarskiej – powtarzamy w domu głośno (a na ulicy w myślach) frazę: „trzeba przez to przejść”. Nie jest to oczywiście jakieś zaklęcie, to ma nas tylko przygotować na każdą niespodziankę, jaka nas może spotkać w tych placówkach. Kiedy bowiem spodziewamy się najgorszego, wtedy gotowi jesteśmy stawić czoła nawet najdzikszemu tłumowi, co się często w takich miejscach zdarza.

Człowiekowi przysposobionemu duchowo do przebywania na placu budowy nawet najgorszy kataklizm technologiczny, kompletnie pijany podwładny lub kierownik pałający żądzą mordu nie są wcale straszni. Tak przygotowany osobnik przyjmuje wszystkie przeciwności losu z łagodnym uśmiechem niczym angielski dżentelmen. Byle tylko nie uśmiechać się zbyt ostentacyjnie, bo wówczas jest odwrotny skutek. Kiedy już udało nam się ujść z życiem z tej pierwszej konfrontacji, to nasze szanse przeżycia całego dnia na budowie wzrastają niepomiernie. A wiadomo, że gdy człowiek doczeka fajrantu na budowie, to dzień jest zaliczony, a każdy sklepik po drodze, bar szybkiej obsługi czy delikatesy uśmiechają się doń z daleka.

Nie należy jednak popadać w pychę i zaniedbywać wieczornego obrządku, bo to skutkuje koszmarnymi snami, częstym budzeniem z krzykiem i w rezultacie bezsenną nocą. A rano musimy przecież stawić czoła nowym wyzwaniom na budowie. Przed snem wystrzegamy się nade wszystko telewizji, a szczególnie programów z kierownikiem budowy w tle. Jeśli mamy przyrodzoną zręczność w posługiwaniu się pilotem, to dobra nasza. Jeśli nie, to dobrze robi sporządzenie słowniczka haseł, na których dźwięk należy natychmiast nacisnąć jakikolwiek guzik na pilocie. Dla przykładu podaję: „jesienna ofensywa legislacyjna”(lub wiosenna, inne nie występują na naszej budowie), „trzecia fala nowoczesności”, „ta zielona wyspa na mapie”, „będę perswadował moim kolegom” i tym podobne.

Rzecz jasna powyższe zalecenia to daleko nie wszystko, co trzeba zrobić, żeby mieć święty spokój na budowie III RP. Ale stwarzają szanse na przeżycie dnia we względnej równowadze umysłowej.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka