seaman seaman
2615
BLOG

O Platformie pół żartem, pół serio

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 76

Zauważyłem u siebie taką dokuczliwą słabostkę (hrabina Wąsowska powiedziałaby:  mam taki feblik), że tylko z wielkim wysiłkiem mogę pisać na poważnie o Platformie Obywatelskiej. Naprawdę nad tym moim feblikiem ubolewam i zazdroszczę wszystkim, którzy potrafią bez zmrużenia oka analizować na przykład, jakie reformy podejmie w przyszłej kadencji rząd Donalda Tuska.

Ja często próbuję skrobnąć o nich coś poważnego, ale muszę się straszliwie łamać, a przy tym rezygnować z ulubionych grepsów oraz określeń, do których jestem bardzo przywiązany. Na domiar złego, gdy już się tak napuszę, napęcznieję i nadmę powagą na temat jakiegoś kolejnego wyczynu partii rządzącej, aby pisać bez ironii, czy chociażby bez błaznowania, to cały czas mam przygnębiające przeczucie, że ktoś mnie uzna za idiotę.

Oczywiście, ja zdaję sobie sprawę, że ze mną i moim pisaniem może być podobnie jak ze Zbigniewem Hołdysem, o którym ktoś powiedział, że choćby nie wiem jak bardzo się starał osiągnąć coś naprawdę poważnego w muzyce, to z tymi dwoma akordami, które zna, zawsze mu wyjdzie coś do tańca. Absolutnie nie wykluczam, że ta analogia może mnie dotyczyć. Jakkolwiek jednak by miało być, każdy zrozumie, że w tej sytuacji napisanie czegoś na serio o partii obywatelskiej, nabiera dla mnie cech wyzwania.

Dlatego i teraz rechoczę sobie z cicha, nie mogąc się powstrzymać, bo mi się przypominają te wszystkie jesienne i wiosenne ofensywy legislacyjne, i trzecia fala nowoczesności, którą zapowiedział premier, i autostrady Grabarczyka, i tak dalej. Tłumię zatem chichot, ocieram z lekka załzawione oczy i świadom odpowiedzialności za słowo oraz powagi chwili pragnę wyrazić mój pogląd na możliwość naprawy naszego państwa przy pomocy Platformy Obywatelskiej. No i proszę – oto dowód na moje trudności – od razu i całkiem mimowolnie (przysięgam!) - Platforma jako rzeczownik znalazła mi się w narzędniku, co oczywiście zakrawa na złośliwość.

Poprawiam się więc – pytanie brzmi: - Dlaczego partia Donalda Tuska nie chce się podjąć koniecznych reform systemowych (że są konieczne, to wszyscy się zgadzają, nawet ci, co oskarżają PiS o antysystemowość )? Nie chce się podjąć – to nie ulega kwestii, gdyż gadanie premiera o małych krokach czy cichej rewolucji, to jest po prostu niemieckie gadanie. No, dobra, dobra, odwołuję to niemieckie gadanie, proszę mi tego razu nie liczyć.

Otóż nie chce się podjąć, pomimo że ma niezwykle sprzyjające okoliczności – śmiem twierdzić, że nawet lepsze od pierwszego rządu III RP z roku 1989. Bo to jest pierwsza ekipa, która ma poparcie takiego rzędu, że można je porównywać z rządem Mazowieckiego. Po drugie, a może nawet ważniejsze, w społeczeństwie istnieje obecnie podobna jak wtedy świadomość konieczności reform(zwłaszcza finansów publicznych).

Tu muszę się odśmiać odrobinę, bo gdy pisałem frazę o finansach publicznych, to niczym diabeł z pudełka wyskoczyły z mojej wrednej podświadomości sławne już, coroczne oszczędności rządu Donalda Tuska w administracji publicznej, które za każdym razem mają skutek odwrotny do zapowiadanego. Ale już wtłaczam to wspomnienie na powrót do podświadomości, odszczekuję ironię i pełen uroczystej powagi kontynuuję analizę na temat modernizacyjnej misji Platformy. Wiem, wiem, słowo misja w kontekście tej partii znowu zakrawa na szyderstwo, ale kiedyś mówił tak o celach tego rządu ówczesny marszałek Bronisław Komorowski, więc  misji nie wycofuję pod żadnym pozorem.

Mamy zatem zgodę społeczną na modernizację podobnie jak miał Leszek Balcerowicz w 1989 i chociaż wiemy z doświadczenia, że tego rodzaju przyzwolenie społeczne ma raczej krótkie gliniane nogi, to jednak nie można go nie docenić - bez tego ani rusz. I tylko upraszam, aby mi tu nie pisać, że Balcerowicz to kosmopolityczny liberał i hochsztapler, bo pomijając już merytoryczną nicość tego argumentu, to on tym bardziej uwiarygadnia moją tezę o podobieństwie sytuacji – no, bo niby Rostowski, to kto? W tym miejscu przepraszam za ewentualne literówki, bo trzęsie mnie z trudem powstrzymywany rechot, gdyż ni z gruszki ni z pietruszki przypomniałem sobie słowa Tuska, że Zbigniew Chlebowski zgrzeszył nieudolną asertywnością, kiedy umawiał się z Rychem na cmentarzu.

Ale już oblekam się w senatorską powagę, bo w końcu nie chodzi o hochsztaplerów, lecz o naszą biedną ojczyznę (Mnie zresztą nie obchodzą fabrykanci, ale kraj, nasz kraj, biedny kraj – mawiał książę do Wokulskiego). Po trzecie więc, ale być może najważniejsze, modernizacja ma przychylność mediów oraz właśnie fabrykantów tudzież elity III RP, która już całkiem zachrypła od nawoływania w Gazecie Wyborczej do reform.

Po czwarte, rząd Tuska ma fantastyczne alibi w postaci światowego kryzysu finansowego, który pozwala zrzucić winę za ewentualne dolegliwości na grecką rozrzutność, spekulacyjny kapitał Sorosa, polską mafię kibiców, amerykańskich spekulantów nieruchomości, niemieckich spekulantów cukru oraz nikczemnych spekulantów pisowskich.

Widzę, że znowu zagalopowałem się w swoim stylu i gdzieś umknęła mi cała powaga, gdyż przypomniałem sobie zabawne perypetie Platformy z tym kryzysem. Otóż prawie do końca 2008 roku Tusk się zarzekał, że kryzysu nie ma, to jest pisowski wymysł; potem Platforma przechodziła przez kryzys, którego miało nie być, a teraz walczy z kryzysem, przez który przeszła suchą stopą w roku poprzednim.

No, ale już, już się zreflektowałem, przybieram stosowny nastrój do powagi zagadnienia – o czym to ja pisałem? Aha, zatem Platforma dzisiaj ma naprawdę wyjątkowo sprzyjające warunki do reformowania państwa, jakich nie miał żaden rząd od 1989 roku. I nie reformuje.

Przez cztery lata Boni i Tusk przekonywali nas usilnie, że tu i teraz robimy reformy ciche i małe w kroku, bo Polacy muszą odpocząć od reformowania. Po co wam ten pośpiech – zdaje się mówić nam premier Tusk, popijając czerwone wino. Czy wam się nie wydaje, że on już żyje w jakimś równoległym świecie? W takim świecie, który wcale nie potrzebuje reform ani żadnego pośpiechu, ani zmiany status quo. Tym bardziej rewolucji czy modernizacji.

I premier perswaduje nam to łagodnie i pobłażliwie jak dzieciom.  Hi! Hi! Hi! dokąd wy jedziecie, czemu się narażacie podróżni?  – mruczał stary subiekt do nakręcanych lalek i pajacyków.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka