seaman seaman
893
BLOG

Nałęcza uskrzydliła biografia

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 26

Tomasz Nałęcz, doradca prezydenta i dżentelmen ze starego peerelowskiego portfela, powiedział o Marcie Kaczyńskiej, że  „uskrzydliła ją ignorancja”.  Wszystko przez to, że ośmieliła się wyrazić swoje zdanie na temat wypowiedzi dożywotniego autorytetu moralnego. Rozeszło się zaś o to, że Władysław Bartoszewski wyznał niemieckiej gazecie, że w czasie wojny bał się bardziej Polaka niż niemieckiego oficera.

Ignorancja Kaczyńskiej według Nałęcza objawia się w tym, że śmie  „korygować wypowiedzi Władysława Bartoszewskiego na temat II wojny światowej”.  Dziwna przypadłość Bartoszewskiego, który seryjnie obraża Polaków, wyzywając nas - a to od bydła, a to od nekrofili, a to deprecjonuje rodaka w stosunku wobec niemieckiego okupanta, jakoś Nałęcza nie bulwersuje. On nie może znieść faktu, że można nie zgadzać się człowiekiem, który przez jego środowisko został uznany za autorytet. Taki ma feblik.

Marta Kaczyńska tym samym poszła w ślady swojego stryja(niedaleko pada jabłko od jabłoni), gdyż zakwestionowała paradygmat establishmentu salonowego III RP – dożywotniej nieomylności mianowanych przez michnikowszczyznę autorytetów. Nie trzeba dodawać, że to oznacza dla niej wojnę z nimi na śmierć i życie, bo  „ludzie z biografiami”  jeńców nie biorą.

Sam Nałęcz swoja biografię polityczną ma tak skrzydlatą, że mógłby fruwać niczym gołąbek pokoju z peerelowskich plakatów. Do partii komunistycznej wstąpił powodowany chęcią przebywania wśród ludzi ciekawych i sympatycznych, jak wspominał po latach z rozrzewnieniem. Tak się bowiem złożyło, że w roku 1970, czyli dwa lata po wydarzeniach marca 68, kiedy został do tego grona przyjęty, aż roiło się tam od sympatycznych ludzi lewicy.

Bo trzeba koniecznie zaznaczyć, że Nałęcz zawsze był lewicowcem. Był nim za czasów Gomułki, kiedy palono komitety partyjne, był również za Gierka, kiedy komitety odbudowywano. Przy czym on sam niczego nie podpalał ani nie gasił, on siedział sobie w aparacie partyjnym na Uniwersytecie Warszawskim i dobrze się zapowiadał. Nie przestał być lewicowcem, kiedy będąc w PZPR przystąpił do Ruchu 8 Lipca, który miał skorygować notoryczne błędy i wypaczenia partii-matki.

Potem przeleciał przez lewicę SdRP Kwaśniewskiego, ale zaraz wyleciał, bo zbrzydzili go ci farbowani lewicowcy. Z rozpędu wleciał do Unii Pracy Ryszarda Bugaja, którą uznał za lewicę z krwi i kości, jednak kiedy ta poniosła klęskę w wyborach, ponownie poczuł miętę do SLD Leszka Millera. Ale postkomuniści wkrótce też zaczęli tracić poparcie, więc Nałęcz ponownie odkrył, że SLD Millera to nie jest prawdziwa lewica i poleciał do SdPL Borowskiego, który objawił mu się jako autentyczna lewica.

I kiedy już się wydawało, że Borowski spełnia co do joty kryteria lewicowości, to jak na złość sondaże pokazały, że większe poparcie ma Włodzimierz Cimoszewicz, co dla Nałęcza niechybnie znaczyło, że on reprezentuje jeszcze prawdziwszą lewicę niż Borowski. Szybko więc wystąpił ze sztabu wyborczego Borowskiego, a wstąpił do sztabu wyborczego Cimoszewicza. Ale niestety prawie natychmiast z niego wystąpił, gdyż koledzy Donalda Tuska znaleźli kwity na jego faworyta, który przeniósł się do puszczy. Jednocześnie Nałęcza wylano  z SdPL, gdyż  towarzysze uznali, że cała ta historia za bardzo zaczyna przypominać scenariusz do komedii Stanisława Barei.

Kilka lat później, po śmierci śp. Lecha Kaczyńskiego z głupia frant ogłosił, że startuje na prezydenta w wyborach znowu z ramienia SdPL i PD(kto pamięta tę kanapę?). Ale swoim zwyczajem wkrótce doszedł do wniosku, że prawdziwa lewica jest gdzie indziej i już za parę miesięcy widzimy go w drużynie Bronisława Komorowskiego. Po wyborach stał się jego doradcą do spraw historii i dziedzictwa narodowego. Po czym z miejsca doradził Komorowskiemu, iż pojednanie z Putinem,  „człowiekiem z resortu, który robił Katyń, warte jest każdej ofiary”.

I ta myśl skrzydlata jest równocześnie rezultatem, konsekwencją i zwieńczeniem politycznej biografii Nałęcza. Jaka biografia, takie doradztwo, można powiedzieć. Kiedyś w wywiadzie dla Gazety Wyborczej wypowiedział się pryncypialnie na temat partyjnych karierowiczów.

Aparat to zwierzę, które genialnie wyczuwa koniunkturę. Jest wyćwiczone w socjotechnice i posiadło sztukę maskowania się w czasie kryzysu. Gdy w Polsce Ludowej oburzony lud palił komitety PZPR, a ludzie ginęli na ulicach, aparat potępiał winnych i ogłaszał się formacją reformatorską. Dokonywano makijażu i wszystko było po staremu. Gdy kryzys trwał dłużej, należało się przyczaić i przeczekać”.

I mało kto się wówczas zorientował, że on mówi o sobie.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka