seaman seaman
55
BLOG

Przypadłość Giertycha

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 64

Trauma będąca źródłem i motorem ostatnich publicznych wypowiedzi Romana Giertycha, nie jest cechą posiadaną przez niego na wyłączność.  Wręcz przeciwnie, bardzo znaczna część klasy politycznej w Polsce cierpi na syndrom Jarosława Kaczyńskiego.  Od frustracji poprzez głęboką melancholię graniczącą z traumą, aż po ostrą psychozę – taki jest rozrzut dolegliwości całej masy polityków, którzy zetknęli się z osobowością któregoś z braci Kaczyńskich.  Zresztą Kaczyńscy jako krynica moralnego niepokoju to jest temat na osobny post i ja go niebawem popełnię.

Wracając do Giertycha, to zapadł on na ów syndrom dwa lata temu z górą i obecny nawrót nie jest czymś osobliwym.  Były szef LPR zaczynał się liczyć w polityce w stosunkowo młodym wieku, a na poziomie najwyższym krajowym zabłysnął jako całkiem zielony debiutant, bez większego doświadczenia osobistego.  Stąd przebieg jego przypadłości jest ostrzejszy niż w przypadku Tuska lub podobnych mu rutyniarzy.

Ja tak sądzę, że do chwili spotkania z Jarosławem Kaczyńskim, nie zetknął się nigdy z przypadkiem polityka, któremu chodzi  o coś więcej niż zdobycie i trwanie u steru władzy.  Szok, jakiego doznał młody Giertych przy sprawie Kaczmarka i Leppera, dręczy go do dnia dzisiejszego i być może nie pozbędzie się tej udręki do końca życia.  Nigdy nie zmieści się mu w głowie, że można dobrowolnie i świadomie zrezygnować z rządzenia państwem, gdy nie ma możliwości realizacji swoich celów.  I że można zaryzykować całkiem nowe rozdanie bez żadnej gwarancji, że zagrywka się powiedzie.

Wydaje mi się, że młody Giertych ponosi konsekwencje wychowania się na ideologii dziadka i ojca, Dmowskiego i Piaseckiego, ONR i Falangi, od której w ich rozumieniu nie ma możliwości odstąpienia czy modyfikacji. Być może zaszczepiono mu fanatyczne przywiązanie do niej, które usprawiedliwiało bardzo wiele, a może nawet wszystko.  Chodzi mi zwłaszcza o pewną szczególną zasadę każdego fanatyzmu, a mianowicie przekonanie, że cel uświęca środki.  Każda skrajna idea, a jeszcze powiązana ze szczególną religijnością, sprzyja szybkiemu przyjęciu za swoje powyższego założenia.

Stąd zresztą pochodzi szczególna łatwość przenoszenia tej zasady na życie prywatne.  Wbrew stereotypowi, wielu fanatyków wszelkiej maści wychodzi z założenia, że jest to niezbędne do realizacji wyższych celów.  To właśnie z tej zasady, że cel uświęca środki, wynika łatwość wytłumaczenia  własnej podłości i dążenie do prywatnej korzyści.  Prawdopodobnie z takim właśnie przekonaniem o istocie polityki, tożsamym w gruncie rzeczy z czystym cynizmem, wszedł Roman Giertych do koalicji z PiS w 2006 roku, mając przy tym Jarosława Kaczyńskiego za człowieka swojego pokroju i formatu.

Jest wielce możliwe, że nawet nie wyobrażał sobie, aby taki poziom władzy osiągnął polityk kierujący się ludzkimi zasadami.  Zatem to, co zrobił później Kaczyński, bez większych oporów rezygnując z władzy, która nie dawała mu nic poza satysfakcją z niej samej, wstrząsnęło Giertychem do tego stopnia, że z fanatycznego cynika stał się fanatycznym frustratem. 

O stopniu dzisiejszej desperacji Giertycha stanowi nie tyle ordynarność jego oskarżenia, którą każdy sąd każe mu w try miga odszczekać.  W autentyczność tych bredni, a także w autentyczność oburzenia Schetyny, że Kaczyński zamierzał uwięzić jego żonę, może uwierzyć tylko świeżo wykluty leming, który inicjację wyborczą przejdzie dopiero w tym roku.

O desperacji Giertycha najpełniej świadczy dramatyczny rozziew pomiędzy jego wybitną inteligencją oraz wręcz absurdalnym prymitywizmem jego zarzutu wobec Kaczyńskiego.  Bo Giertych jest wybitnie inteligentnym człowiekiem, nikt temu nie zaprzeczy.  W 2007 roku obserwowałem jego tytaniczne wysiłki dla ratowania ginącej w oczach partii, a także brawurowe poczynania w parlamencie, żeby nie dopuścić do wcześniejszych wyborów.  Przyznam, że wtedy mi Giertych zaimponował.

Tymczasem Giertych zarzucający Kaczyńskiemu jakieś bolszewicko-faszystowskie zamiary represji wobec żony polityka, jest żałosny i na poziomie Leppera, Wołka czy innego Millera.  To właśnie oznacza, że były szef LPR pożegnał się już na dobre z tym, co stanowiło jego największy atut, a mianowicie z rozumem.  Odleciał w mglistą przestrzeń własnej nienawistnej frustracji.  Opuścił go nawet cynizm, który przecież zwany inaczej wyrachowaniem, nie pozwala politykowi na samobójcze gesty.

Niektórzy twierdzą, że opluwając Kaczyńskiego, Giertych płaci daninę podłości salonowszczyźnie, która murem stoi za PO i w ten sposób wkupuje się w łaski Tuska.  Osobiście nie wierzę. Owszem, samo szczekanie na braci Kaczyńskich wystarczyłoby jakiemuś usłużnemu publicyście  żeby zostać pupilkiem salonu, są precedensy. 

Jednak polityk z przeszłością Giertycha musiałby Tuskowi przyprowadzić całe hufce żelaznego, ciężkozbrojnego elektoratu PiS. Tylko w taki sposób zasłuży na ułaskawienie i zapomnienie prawicowej - a wedle miary salonu - wręcz neonazistowskiej proweniencji.

Sam się z tego śmieję, ale wierzcie mi, gdy salonowi chodzi o unicestwienie Kaczyńskich, wszystko jest możliwe. Nie można wykluczyć sojuszu michnikowszczyzny z wszechpolszczyzną.  Mają bardzo podobną traumę.

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka